Na biwak w stanie Nowy Jork w każde lato przyjeżdża 120 uczestników z całego świata (jednego miesiąca chłopcy, drugiego dziewczęta) w wieku 14-16 lat. Głównym celem programu jest łączenie ludzi ponad barierami kulturowymi, wspieranie wzajemnego zrozumienia i tolerancji wśród młodych, ambitnych i zaangażowanych społecznie nastolatków.

- To prawda, poznałam tam ludzi z różnych stron świata. Okazało się, że mimo wielu różnic, jesteśmy do siebie bardzo podobni - podkreśla Monika. 

Podczas turnusu uczestnicy dzielą się z innymi swoimi  pasjami, poglądami, a przy okazji wzmacniają swoje umiejętności przywódcze. Żeby znaleźć się na „Obozie Wschodzącego Słońca”, trzeba wygrać konkurs. Pabianiczanka podeszła do niego na luzie.

 - Dowiedziałam się o nim od wychowawcy mojej klasy. Sporo osób było zainteresowanych udziałem, bo jednak nagroda główna robiła wrażenie – wspomina nastolatka.

 Oprócz niej zakwalifikowała się jeszcze jedna dziewczyna z I LO, z tego samego rocznika. Wszystkie etapy prowadzone były w języku angielskim. 16-letnia (wówczas) Monika wygranej się nie spodziewała.

- Na początku nie dowierzałam. Mama chyba stresowała się bardziej niż ja. Pytała, czy ten obóz jest w ogóle sprawdzony – wspomina z uśmiechem nastolatka. - Na szczęście, rodzice mają do mnie zaufanie i bardzo mnie wspierają.

Nietypowe wakacje

Turnus Moniki był w sierpniu ubiegłego roku. Lot samolotem z Warszawy do Nowego Jorku trwał 8 godzin. W drodze pabianiczanka miała towarzystwo. Tym samym rejsem leciały jeszcze dwie uczestniczki – z Rybnika i Warszawy. Dziewczyny umówiły się przed wylotem.

- Bardzo cieszę się, że mogłyśmy razem lecieć. Było to na pewno duże wsparcie – przyznaje pabianiczanka.

Obozowisko Camp Rising Sun mieści się w północnej części stanu Nowy Jork, w miejscowości Rhinebeck. Ośrodek zbudowano w malowniczej okolicy, nad jeziorem Sepasco, w otoczeniu bujnych lasów. Ma powierzchnię ponad 70 hektarów. Od stolicy stanu do CRS obozowiczki dojechały samochodem. Towarzyszył im opiekun, który odebrał je z lotniska.

 - Jechałyśmy dwie godziny, a im bliżej celu byłam, tym mocniej zaczynałam się stresować – wspomina Monika. - Jadąc tam, nie wiedziałyśmy, co nas czeka. Do tego świadomość, że oprócz nas będzie kilkadziesiąt dziewczyn z całego świata.

      Obozowiczki mieszkały przez miesiąc w namiotach, po cztery osoby w każdym.

- Po dwóch tygodniach współlokatorki się zmieniają. Na stołówce też nie ma przypisanego na stałe miejsca. Przy każdym posiłku siedziało się z kimś innym. Wszystko po to, by poznać się ze wszystkimi – opowiada Monika.

Pobyt w Camp Rising Sun różni się od typowych wakacji na obozie czy koloniach. Codziennie wybierani są dwaj tzw. liderzy i to od nich zależy plan zajęć. Reszta uczestników nie wie, jak spędzi dzień.

- Przydzielano nas do różnych grup, ale tak naprawdę to my decydowałyśmy, co chcemy robić. Miałyśmy dobrze bawić się na obozie, ale wiadomo, wszystko w granicach rozsądku – mówi uczennica I LO.

Pobudka była między godz. 7.00 a 8.00. Posiłki serwowano na tzw. szwedzkim stole. Kucharze dostosowywali menu do każdego, bez względu na dietę. Po śniadaniu zaczynał się TeamWork, czyli praca w zespołach. Obozowicze m.in. sprzątali ośrodek i pomagali w kuchni. Miało to ich nauczyć, jak ważna jest współpraca i zaangażowanie. Później była chwila wolnego, po czym przychodził czas na projekty i instrukcje przygotowane przez liderów. 

- Każdy musiał wymyślić jakiś temat. Zajęcia były o przeróżnej tematyce – teatr, taniec, kulinaria, nawet tamę na jeziorze zbudowaliśmy. Na przykład, koleżanka z Grecji uczyła, jak upiec chleb według tradycyjnego przepisu. Była też nauka podstaw innych języków. Ja postawiłam na hip-hop, który tańczę na co dzień - opowiada Monika.

Na koniec każdego dnia opiekunowie organizowali tzw. sesję zwrotną, podczas której obozowicze dzielili się opiniami o projektach.

Obozowy czas umilały m.in. piesze wycieczki, wieczory filmowe, imprezy nad basenem i kręcenie filmów.

-  Wszystko zależało od naszej inicjatywy. Oczywiście w granicach rozsądku – podkreśla 17-latka.

Miesiąc bez „komórki”

Zabawa zabawą, ale na obozie obowiązują jednak zasady. Przez cztery tygodnie uczestnicy mają zakaz używania telefonów komórkowych.

- Mogłyśmy korzystać z komputerów, ale tylko po to, by sprawdzić coś w ramach projektu. Z rodzicami rozmawiałyśmy przez internet raz w tygodniu, przez 15 minut – wspomina Monika. - To był totalny odwyk od telefonu. Tak bardzo czasami miałam ochotę zadzwonić do przyjaciół i rodziny, bo za nimi tęskniłam. W takich chwilach mogłam najwyżej napisać odręcznie list. Opiekunowie skanowali go i wysyłali mailem do Polski.

Obóz Rising Sun okazał się dla Moniki wyjątkowym doświadczeniem. Nazwała go „lekcją życia”.

 - Był dla mnie wyjściem ze strefy komfortu. Jedziesz daleko na miesiąc i nie wiesz, co będziesz tam robić. Dał mi na życie inne spojrzenie, a co najważniejsze, umiejętność lepszej komunikacji i większą pewność siebie. Czuję, że wszystko jest teraz w zasięgu mojej ręki, że nie ma nic nieosiągalnego. Dzięki niemu mogłam czerpać inspiracje od innych ludzi - zapewnia Monika.

 A z takich bardziej przyziemnych rzeczy?

- Poprawiłam swój angielski, nauczyłam się jeść pałeczkami, nowych słówek w różnych językach, rozpalać ognisko i spróbowałam gry na gitarze – wylicza.

     Pobyt w USA nie zakończył się dla Moniki i jej polskich koleżanek tylko na Camp Rising Sun. Dodatkowe pięć dni spędziły w Nowym Jorku.

- Skoro już tak daleko wyjechałam od domu, nie było innej opcji – mówi z uśmiechem nastolatka. - Na początku miałyśmy spać w hotelu. Ostatecznie zatrzymałyśmy się u jednej z absolwentek obozu. Mało spałyśmy i dużo zwiedzałyśmy. Cały Nowy Jork zrobił na mnie wielkie wrażenie. Zamierzam tam wrócić.

Choć niebawem minie rok od obozu, Monika ma do dziś kontakt z całą grupą. Rozmawiają przez komunikator internetowy.

 - Z kilkoma dziewczynami te przyjaźnie na pewno przetrwają. Wiem, że mogę odezwać się do nich w każdej chwili. Mamy też plany na spotkania – zapewnia.

Uczennica I LO od roku jest wolontariuszką „Agrafki”. Działa w sekcji „Junior”. Raz w tygodniu pomaga młodszym kolegom i koleżankom w odrabianiu lekcji. Ponadto działa w sekcji Akcje. Od ponad roku tańczy hip-hop w grupie Ganesz. Na co dzień uczy się w klasie 3G, z rozszerzoną matematyką, geografią i jęz. angielskim. Za rok będzie pisała maturę. Co potem?

- Na razie nie wiem, co chciałabym studiować. Staram się szukać okazji, żeby gdzieś wyjechać, jeszcze więcej zobaczyć. Właśnie po to, żeby odnaleźć swoją ścieżkę. Jestem otwarta na wszystko – odpowiada licealistka.

Zofia Frankiewicz, uczennica klasy 2F, spędzi miesiąc tegorocznych wakacji na obozie Camp Rising Sun w Stanach Zjednoczonych. To główna nagroda w ogólnonarodowym konkursie

Pabianiczanka przeszła kilkuetapową rekrutację, m.in. napisała esej i opowiedziała o sobie oraz swoich wartościach. Finał konkursu odbył się w Krakowie, zadania grupowe oraz a rozmowę kwalifikacyjną przeprowadzono po angielsku.

Zosia o obozie dowiedziała się od Moniki. Gdy ta wróciła ze Stanów Zjednoczonych, przygotowała prezentację na ten temat i opowiadała o swojej przygodzie kolegom z innych klas.

 -  Stwierdziłam wtedy, że zgłoszenie się do tego konkursu to ciekawy pomysł – opowiada Zosia. - I jak postanowiłam, tak zrobiłam.

Zadania, które organizatorzy postawili przed uczestnikami w pierwszym etapie, nie sprawiły pabianiczance żadnego kłopotu.

- Z mojego punktu widzenia wypełnienie całej aplikacji nie było bardzo trudne. Oczywiście to dzięki bardzo dobrej znajomości języka angielskiego. Posługuję się nim płynnie i bez ograniczeń. Pisałam więc, co czułam, mogłam pokazać jaka naprawdę jestem bez większego wysiłku – dodaje licealistka.

Zosia postawiła na naturalność. Była po prostu sobą.

- Na rozmowie zachowywałam się również bardzo naturalnie – opowiada. - Z taką różnicą, że mówiłam po angielsku.

Naukę tego języka zaczęła już w przedszkolu. W podstawówce  równolegle z lekcjami w szkole miała lekcje angielskiego i kursy dodatkowe. Ma za sobą 10 lat intensywnej nauki, a ta przychodzi jej z łatwością.

- Nie miałam nigdy kłopotu z angielskim – opowiada. - Teraz często oglądam filmy w tym języku, czytam artykuły. Komunikuję się  płynnie, nie mam bariery językowej ani lęku przed mówieniem.

W finale konkursu 14 najlepszych uczniów stanęło przed komisją na rozmowę kwalifikacyjną w języku angielskim. To była już czołówka. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że „odsiano” około 170 nastolatków (w wieku 14-16 lat) z całej Polski. O co pytano?

- O moje zainteresowania i plany na przyszłość. Miałam powiedzieć, gdzie widzę się za 10 lat – wspomina Zosia. - Musiałam też opisać cechy dobrego lidera, bo ideą obozu jest stworzenie społeczności przyszłych liderów.

Gdzie zatem 16-latka widzi się za 10 lat?

 - Mam kilka pomysłów na siebie – zapewnia. - Przede wszystkim marzę o zostaniu antropologiem sądowym. Inspiracją był popularny serial kryminalny „Kości”.

Druga opcja to aktorstwo.

- Tutaj poza talentem trzeba mieć ogromne szczęście, żeby się przebić i utrzymać z tego zawodu – dodaje pabianiczanka. - Mam świadomość, że niewielu się w tej branży udaje.

Ale kto wie, czy plany tak młodej osoby nie zmienią się za 5 lat…

 - Może stwierdzę, że w ogóle coś innego będę robiła – dodaje. - Mogłabym zawsze wybrać coś związanego z fizyką i matematyką, bo jestem w klasie o takim profilu i lubię te przedmioty. Możliwości mam sporo.

  Ulubiony przedmiot?

- Nauka łatwo mi przychodzi. Każda dziedzina jest dla mnie ciekawa. Nie postawię na jeden przedmiot – mówi Zosia. - A na życiowe wybory mam jeszcze sporo czasu.

Obóz w Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się pod koniec czerwca. W dwóch turnusach weźmie w nim udział 120 uczniów z całego świata. W pierwszym będą same dziewczyny, w drugim chłopcy.

- Cały lipiec nie będzie mnie w Polsce – mówi podekscytowana uczennica I LO. - Mam już sporo informacji, jak to będzie wyglądało. Cały czas kontaktuję się z organizatorami.

Nowy Jork czeka zatem na pabianiczankę. A ona przygotowuje już sobie listę marzeń do spełnienia na miejscu.

- Chciałabym odwiedzić Central Park, przespacerować się 5th Avenue  – wylicza Zosia. - Zobaczyć Nowy Jork z Empire State Building. Mam nadzieję, że to mi się uda. No i koniecznie muszę spróbować dobrego amerykańskiego hamburgera.

Polskie Stowarzyszenie Wychowanków Camp Rising Sun co roku przyznaje 2 stypendia na 4-tygodniowy pobyt w stanie Nowy Jork na międzynarodowym obozie. Ośrodek położony jest w malowniczej okolicy, otoczony bujnymi lasami, nad brzegiem jeziora. Każdego lata przyjeżdża tam 120 młodych ludzi z całego świata w wieku 14-16 lat.

Celem programu stypendialnego jest promowanie międzynarodowego dialogu oraz wspieranie. Obóz nie ma charakteru religijnego ani politycznego. Koszty pobytu w USA (nocleg oraz wyżywienie) są fundowane przez Louis August Jonas Foundation (LAJF). Stowarzyszenie Polskich Wychowanków Camp Rising Sun jako organizacja pożytku publicznego finansuje koszt biletu lotniczego w obie strony dla polskich uczestników obozów.