Gdy Polska znowu pojawiła się na mapach Europy, ulica prowadząca do cmentarza (Nowocmentarna) wciąż była błotnistym traktem przez bród na płytkiej Pabiance. Obydwa brzegi rzeczki połączyła wkrótce drewniana kładka, zbudowana za fundusze z kasy miejskiej. Mogło się po niej przeprawić kilkoro ludzi naraz albo lekka furmanka. Niespełna dwa lata po wojnie ulica dostała patrona – Jana Kilińskiego.

Na rogu cmentarza ewangelickiego stało już mauzoleum. Ufundowała je Zofia Kindler, synowa fabrykanta Rudolfa Kindlera – twórcy drugiej w mieście potęgi włókienniczej. Mauzoleum zaprojektował Johannes Wende  – ten sam architekt, który wznosił pałac Kindlerów w Widzewie koło Ksawerowa. Budowla w stylu nawiązującym do secesji i orientu miała być miejscem spoczynku pabianickich Kindlerów.

Jednak od 1911 roku państwowe przepisy już nie pozwalały chować zmarłych w mauzoleach.

Gdy w 1918 roku nagle zmarł (na grypę) 62-letni Oskar Kindler– syn Rudolfa, pochowano go w znacznie skromniejszym sarkofagu, na którym kamieniarz wyrył życiową dewizę Kindlera: „Błogosławione życie w pracy i trudzie”.

TUTAJ - pierwsza część dziejów ulicy Kilińskiego w Pabianicach

Atak na skład broni

Kilka miesięcy później z powodu spóźnionych zasiłków dla bezrobotnych i mnożących się oszustw pabianickich piekarzy, fałszujących chleb, wybuchły zamieszki. Tłum zaatakował m.in. skład wojskowej broni i amunicji na rogu ulicy Kilińskiego i Grobelnej. Padły strzały. 16 kwietnia 1919 roku „Głos Polski” przyniósł wiadomość o „zaburzeniach głodowych” nad Dobrzynką, pisząc: „Na wczorajszym posiedzeniu magistrat obradował, w jaki sposób wyjednać od ministerstwa aprowizacji przysłanie mąki, której chrześcijańscy mieszkańcy Pabianic ostatnio wcale nie dostali. Przed zamkiem gromadził się tłum mieszkańców wznoszących okrzyki: Dajcie mąkę! Żydzi dostali na święta po siedem funtów mąki, a Polacy nie!”.

Niedługo potem bezrobotni wdarli się na schody zamku i zepchnęli z nich policjantów z karabinami, pilnujących porządku. Tłum wtargnął do kancelarii magistratu. Z Łodzi ściągnięto policję i wojsko. Kilkunastu buntowników aresztowano.

5 września o godzinie trzeciej nad ranem tłum zebrał się na rogu ulic Kilińskiego i Grobelnej. „Głos Polski” pisał: „Stamtąd gromada udała się do składu broni i amunicji załogujących tutaj wojsk, w celu opanowania składu i zaopatrzenia w broń, by z bronią w ręku oswobodzić aresztowanych. Kilkunastu mężczyzn zakradło się w pobliżu wartowni, usiłując obezwładnić wartownika. Atoli wartownik w porę zdołał się zorientować, na co się zanosi i wystrzałem zaalarmował pobliską wartę. Na odgłos wystrzałów nadbiegło zbrojne pogotowie, lecz już nikogo nie zastało”. Nazajutrz „Kurier Codzienny” zauważył, że: „Gdyby zamach przy się udał, połowa Pabianic ległaby - skutkiem wybuchu składu amunicji – w gruzach”.

 

Na pohybel złodziejom

Wielka fabryka włókiennicza Kruschego i Endera sięgała wtedy aż do ulicy Kilińskiego. W pobliżu skrzyżowania z Grobelną stała fabryczna brama numer trzy. Portierzy i policjanci schwytali tam wielu złodziei. W kwietniu 1923 roku komisariat policji w Pabianicach został zaalarmowany, że z fabryki ginie dużo bawełnianych szpulek i surowych tkanin. Od tej chwili policyjni wywiadowcy obserwowali bramy przy: Zamkowej, Lipowej, Grobelnej i Kilińskiego. Najstarszy posterunkowy policji obserwował bramę przy Kilińskiego, ukryty na strychu pobliskiego domu. To on w niedzielę dostrzegł wymykających się z portierni braci Dudziców - Tadeusza i Józefa.

Bracia nieśli na plecach pękate worki. Policjant poszedł za złoczyńcami, lecz spłoszył ich.

Dudzicowie wrzucili worki do stawu i uciekli.

Cztery dni później dziennik „Republika” napisał: „Obu braci zatrzymano. Dochodzenie dowiodło, iż trzeci brat - Tomasz Dudzic, pracujący w fabryce w charakterze portiera mającego klucze do wszystkich drzwi składów w tkalni, od dwóch lat okradał firmę”.

Poznajecie to miejsce?

Solidny most na rzeczce

Osiem lat po wojnie rajcy miejscy sypnęli groszem na uregulowanie i poszerzenie ulicy Kilińskiego. Nawieziono drobnych kamieni do zasypywania błota. W grudniu 1926 roku „Gazeta Pabjanicka” pisała: „Robotnicy firmy Krusche i Ender, pracujący w ogrodzie tejże firmy przy ul. Kilińskiego, mieli z wozów rozrzucać nawóz. Na jednym z wozów w nawozie znaleziono worek, a w nim mięso dopiero co zabitej świni.

Widocznie złoczyńcy skradli komuś świnię, zabili ją pod osłoną nocy, a nie mając jej gdzie ukryć, zakopali w nawozie, aby przyjść po zdobycz następnej nocy”.

W 1928 roku, za prezydentury Władysława Gackiego, na Pabiance pojawił się solidny most.

TUTAJ - pierwsza część dziejów ulicy Kilińskiego w Pabianicach

Letni dom pabianickich fabrykantów.

Zapach flaków i dziczyzny

Tymczasem przy ulicy Kilińskiego wyrosły kolejne kamienice i drewniane domy. Na odcinku miedzy Zamkową i Moniuszki (dawniej Tylną) doliczono się aż dwunastu lokali gastronomicznych: restauracji, niedużych jadłodajni (bufetów) oraz podrzędnych knajp z piwem, wódką i tanią zagrychą. Pabianiczanie bawili się do późnej nocy. Były też dwie speluny, w których cuchnęło denaturatem. W jednej z nich trucizną z półlitrówki śmiertelnie zatruł się 39-letni kamieniarz Edward Guzenda, mieszkający przy Kilińskiego 61.

Zacne restauracje prowadzili tutaj Wójcikowie i Millerowie. Restauracja Andrzeja Wójcika przy Kilińskiego 9 istniała od 1911 roku, a lokal Jana Millera przy Kilińskiego 35 - od 1905 roku. Według kart obiadowych z tamtych czasów, kelnerzy podawali gosciom: litewskie kołduny, rosół z czterech mięs, czerninę, flaki, kotlety wieprzowe, duszoną wołowinę, rybę w galarecie, pieczoną dziczyznę, marynowane śledzie.

Pod numerem piątym swój bufet i restaurację prowadziło Stowarzyszenie Majstrów Tkackich (nie tylko dla zrzeszonych w nim tkaczy). W następnej bramie przy kuflu piwa spotykali się pabianiccy dorożkarze.

Na początku ulicy, pod numerem pierwszym, winem, wódką i likierami w ilościach hurtowych handlował Karol Kneblewski. Przed Bożym Narodzeniem 1928 roku firma Kneblewskiego ogłosiła „nadzwyczajną okazję dla klientów!”. Wszystkie gatunki wódek i likierów sprzedawała po cenach fabrycznych.

 

Widok na skrzyżowanie Kilińskiego z Zamkową.

Niebezpieczna ulica

Raz po raz na Kilińskiego wzywano policjantów i medyków. Powód? Podwórzowe awantury, uliczne rozróby i zabójstwa. W czerwcu 1931 roku „Express Wieczorny” napisał: „Dom przy ul. Kilińskiego 54 był miejscem krwawej zbrodni. Poszło o weksel. Józef Klimek, lat 25, zamieszkały przy Kilińskiego 75, oraz Józef Kantor w czasie pijatyki wymusili na 25-letnim Władysławie Lesieniu (Kilińskiego 43) podpisanie weksla na 100 zł. Lesień zawiadomił o tym policję i zaprzysiągł zemstę. Uzbrojony w rewolwer udał się do Klimka, u którego był Kantor.

Na widok broni w ręku kumpla Klimek i Kantor uciekli z mieszkania i skryli się w domu przy ulicy Kilińskiego 54.

Lesień wyłamał drzwi od sieni i pobiegł za przeciwnikami na strych. Dogonił ich i posypał się grad kul. Klimek dostał w głowę, serce i klatkę piersiową. Padł nieżywy. Kantor został ciężko ranny czterema kulami. W czasie strzelaniny Lesień ranił również mieszkankę domu przy Kilińskiego 54, Łaję Nauman. Wezwano policję. Przodownicy policji obezwładnili szaleńca i odstawili do więzienia. Przed domem, gdzie popełniono zbrodnię, gromadzą się tłumy ciekawych”.

Roman Kubiak

cdn.

TUTAJ - pierwsza część dziejów ulicy Kilińskiego w Pabianicach