„W Pabianicach pod Łodzią urządzono oświetlenie elektryczne na głównej ulicy. Pali się tam co wieczór 6 wielkich lamp elektrycznych łukowych, a ludność miejscowa spaceruje sobie ulicą do późnej nocy” – z zazdrością doniosła „Gazeta Warszawska” wydana w marcu 1886 roku.

Kilka miesięcy później mieszkańcy Warszawy znowu czytali wieści z Pabianic. Tym razem były to informacje o robotnikach cudzoziemskich. „Według danych urzędowych, w roku 1886 w fabrykach pabianickich pracowało 2.982 robotników krajowców i 130 cudzoziemców. Przeciętnie więc robotnicy cudzoziemcy stanowią mniej niż 10 procent liczby krajowców, a zatem knowania, jakoby odbierali chleb krajowcom są kłamliwe” – pisał dziennik „Głos”.

 

Wio po kraju!

Zimą 1873 roku mieszkańcy Pabianic z ust do ust podawali wspaniałą wiadomość o uruchomieniu nowoczesnej komunikacji międzymiastowej. Dzięki niej podróż z Kalisza czy Warszawy była dużo szybsza. Doniosła o tym „Gazeta Warszawska”, pisząc: „Od 10 stycznia zaczęły kursować powozy pocztowe z miasta Petrokowa (Piotrkowa Trybunalskiego) na Wadlew do Łasku, gdzie się łączą z linią dróg bitych pierwszego rzędu, prowadzącą z jednej strony do Pabianic i Łodzi, z drugiej zaś do Sieradza i Kalisza”.

Gazeta nie podała, ile koni ciągnęło „ekspresowy” powóz.

Zamieściła natomiast cennik usług wraz z odległościami na nowym trakcie. „Za przejazd w powozie pocztowym opłaca się po kopiejek 3 od wiorsty (nieco ponad 1 kilometr). A zatem przejazd karetką z Petrokowa do Łasku, wynoszący wiorst 44 i pół, kosztuje tam lub z powrotem 1 rubel 37 i pół kopiejek. Z Petrokowa zaś do Wadlewa, kosztuje kopiejek 70 i pół. Karetki wychodzą z Petrokowa o godzinie pół do drugiej po południu i stają w Łasku przed godziną 8 wieczorem. Z Łasku zaś wychodzą o godzinie 7 rano i przybywają do Petrokowa o godzinie pół do drugiej po południu.

15 lat później z Pabianic w świat zrobiło się jeszcze bliżej, gdy w naszym mieście zadzwonił pierwszy telefon. „Kantor tutejszej firmy Rudolf Kindler połączył się ze swoim składem towarów w Łodzi” – triumfalnie pisała prasa w 1888 roku. Część mieszkańców i dziennikarze obawiali się jednak, że telefony mogą bardzo utrudnić codzienne życie w Pabianicach.

Obawy te wyłożył „Dziennik”, pisząc „Chodzą wieści o zamiarze przeprowadzenia drugiej sieci telefonicznej, co wydaje nam się stanowczo za dużo. Prawdopodobnie druga sieć nie będzie dozwolona, gdyż trzeba by wtedy chodzić po mieście między słupami jak w przerzedzonym lesie. Są już bowiem słupy telegraficzne, słupy latarniowe do lamp elektrycznych, a mają przybyć jeszcze stupy do latarń naftowych”. Toż idąc na targ po kartofle albo mleko, można sobie robić głowę!

 

Nos burmistrza

Aż do sądu grodzkiego zawędrowała sprawa domniemanego oszustwa, jakie w październiku 1886 roku zdemaskował burmistrz znad Dobrzynki. Według ówczesnych gazet: „Burmistrz Pabianic wykrył, iż właściciel sklepu w tymże mieście, niejaki Hersz L., zamiast zwykłej kawy sprzedawał palony łubin z bardzo tylko małą domieszką kawy. Wezwany w charakterze biegłego miejscowy właściciel apteki, pan G., zbadał ten świeży wynalazek, wypróbowany już na zdrowiu bliźnich. Aptekarz orzekł, iż potrawa ta z domieszka łubinu nie jest szkodliwą dla zdrowia ludzkiego, ponieważ zawartość jej klienci sklepu nawet jedli, zmieszaną z prawdziwą kawą.

Po wysłuchaniu świadków i obrony, która starała się udowodnić, że Hersz L. nie jest winien oszustwa, gdyż w sprzedawanej przezeń mieszaninie po 40 kopiejek za funt była część kawy dla zapachu, sędzia wydał wyrok uniewinniający oskarżonego”.

 

Gaśnica z Pabianic

Wynalazkiem na skalę europejską nazwano w 1886 roku proszek sporządzony w Pabianicach przez chemika o nazwisku Lauber. „Kurier Warszawski” napisał o tym w kwietniu: „Chemik - dr Lauber, sporządził nowy środek chemiczny do gaszenia pożarów, zwłaszcza w pierwszych chwilach po wybuchu. Odbyta w tych dniach w Pabianicach próba przekonała, iż preparat dr Laubera przewyższa w skuteczności w ostatnich czasach wynalezione masy, a cena jego jest o połowę niższa”.

Niebawem rozpoczął się wyścig po pieniądze i sławę.

Chemicy, przedsiębiorcy oraz zwykli oszuści próbowali poznać skład cudownego gaśniczego proszku. Marzyła im się fabryka „gaśnic”, przynosząca miliony rubli zysków. „Kilku mieszkańców Łodzi zakłada w Tomaszowie fabrykę proszku do gaszenia ognia, wynalazku Laubera z Pabijanic” – w sierpniu 1886 roku donosił „Dziennik”. - „Prawdopodobnie i w Łodzi myśli ktoś o czymś podobnym, gdyż niejaki Stetner, inny wynalazca podobnego proszku, od kilku miesięcy bez przerwy bawi w Łodzi”.

 

Syn fabrykanta się żeni

Jedyny spadkobierca obecnego właściciela kilku fabryk w Pabianicach, pana Karola Endera, syn jego, pan Teodor Ender, 9 lipca 1890 roku zawarł związek małżeński” – doniósł „Kurier”. „Wybranką jest panna Knote z Tomaszowa. Dla upamiętnienia tego dnia wszyscy robotnicy, w liczbie przeszło 1500, otrzymali gratyfikacje płacy tygodniowej, co stanowi pokaźną sumę 8000 rubli. Majstrowie zaś tegoż dnia byli ugoszczeni kolacją w gmachu miejscowego teatru, a straż ogniowa zaproszona została na bankiet, ze względu, że pan Teodor Ender jest wicenaczelnikiem straży”.

Wścibscy dziennikarze wytropili również, gdzie państwo młodzi uwili gniazdko.

„Dla małżonki swej młody Ender wyszykował mieszkanie w dotąd niezajmowanym nowym pałacu, iście po królewsku. Pan Teodor Ender jest człowiekiem znanym z uczciwości i nie lekceważącym miejscowego języka oraz zwyczajów, oprócz niemieckiego i francuskiego, nauczył się języka polskiego i ruskiego. Dla robotników jest względny, dla biednych dobroczynny, a dla szpitala w Łasku wiele czyni.

 

Walczmy z ospą!

„Dzięki wyasygnowaniu z kasy miejskiej 20 rubli, szczepienie ospy w tym roku odbyło się faktycznie jak należy” - w 1890 roku poinformował „Dziennik”. „A że szczepiono darmo, tłumnie garnięto się do magistratu, gdzie miejscowy lekarz wraz z dwoma felczerami pełnił powyższą czynność od rana do wieczora. W kilku dniach zaszczepiono 560 dzieci z bardzo zadowalającym skutkiem, gdyż nie przyjęło się zaledwie 15 szczepień.

Przedtem niechętnie dawano szczepić ospę, gdyż niektórzy rodzice nie pozwalali.

Skutek był taki, że ogromna większość dzieci nie miała szczepionej ospy, co wyszło dopiero na jaw, gdy w 1887 roku zjawiła się epidemia i ofiarą jej padło 112 dzieci”.