Latem 1935 roku do Pabianic przyjechał warszawski cyrk Arena, należący do braci Staniewskich. Ogromny namiot rozbito na placu należącym do firmy Krusche i Ender – w pobliżu domków familijnych i stadionu w pobliżu ulicy Zamkowej. Tam również stanęły klatki z tresowanymi zwierzętami. Na plac błyskawicznie zbiegły się tłumy pabianickich dzieciaków, by zobaczyć dwa słonie i trzy małpy.

„Cyrk Arena przygotował dla mieszkańców nie lada sensację, taką jakiej dotychczas jeszcze nie oglądali” – pisała prasa. „Ujrzymy wspaniałą tresurę słoni i koni, a także popisy szympansa”. Na widowni cyrku było 1500 miejsc po 50 groszy, 1200 miejsc po 75 groszy i złotówce oraz pierwsze miejsca w cenie od 2 zł do 10 zł (loża). Zapowiedziano dwa przedstawienia dziennie przez cztery dni.

 Już pierwszego dnia (13 sierpnia) wieczorem wokół cyrkowych wozów i namiotu kręcili się drobni złodzieje i wydrwigrosze.

Powód? W tłumie widzów łatwiej jest wyciągnąć portfel z cudzej kieszeni albo wyżebrać parę groszy na wódkę. Po ostatnim spektaklu i zgaszeniu świateł w namiocie, na placu rozległ się krzyk: „Ratunku!”. To krzyczał dyrektor warszawskiego cyrku - Herman Rosenthal, obywatel węgierski, napadnięty przez pabianickich rzezimieszków.

Dziennik „Echo” opisał to w ten sposób: „Dyrektor Rosenthal odbierał każdego wieczoru kasę. Pieniądze te przechowywał w ciągu nocy przy swoim łóżku, rano zaś używał ich na bieżące wydatki bądź przekazywał właścicielom cyrku. Gdy nocą wyszedł z namiotu, mając większą sumę przy sobie, nagle dopadło go trzech mężczyzn. Dyrektor nie zdążył zorientować się, co się stało. Napastnicy zaczęli zadawać mu po głowie butelkami tak silne ciosy, iż po upływie kilku minut padł na ziemię, z rozbitą czaszką”.

Krzyk dyrektora i świadków napadu poderwał na równe nogi wszystkich cyrkowców. „Za uciekającymi napastnikami puszczono się w pogoń. Niektórzy pośpieszyli z pomocą leżącemu bez ruchu Rosenthalowi, któremu ze skroni ściekała obficie krew” – relacjonowała gazeta. „Sprawcy napadu widząc, iż ścigający nie rezygnują z pogoni, zaczęli ostrzeliwać się gęsto z rewolwerów. Nie odstraszyło to jednak pracowników cyrku. Na odgłos strzałów do pościgu przyłączyła się policja, która zrobiła użytek z broni”.

 

Pościg za bandytami

Ścigani uciekali ulicami Zamkową, Fabryczną i Zachodnią. Jednego z nich cyrkowcy dogonili, powalili na bruk i poturbowali, „jednak zdołał się wyrwać z rąk pragnących zemsty kolegów ofiary i uciekł w ślad za kompanami” – podała prasa.

Jak się wkrótce okazało, policjant strzelał celnie. Kula z jego rewolweru trafiła w plecy uciekającego mężczyzny. Ranny upadł na trotuar, skręcając się z bólu i obficie krwawiąc. Był to doskonale znany w mieście awanturnik Leon Łaski, podający się za „Króla Pabianic”. Skazany już za grabieże i rozboje Łaski, przebywał w Pabianicach na… więziennym urlopie zdrowotnym (odsiadywał rok za napad).

Tymczasem policja zarządziła obławę. Sprowadzeni z całego miasta funkcjonariusze osaczyli dwóch uciekinierów w ogrodzie warzywnym przy ul. Zachodniej. Ścigani weszli do studni. Tam ich schwytano. Byli to: Eustachiusz Rydzyński, zamieszkały przy ulicy Fabrycznej 45 i Władysław Dziuba, zamieszkały w Łodzi przy ul. Lipowej 46.

Obaj aresztowani zostali zawiezieni do Łodzi, do urzędu śledczego.

Ciężko rannego dyrektora Hermana Rosenthala koledzy przenieśli do wozu cyrkowego. Był nieprzytomny, stracił dużo krwi. Wkrótce przyjechał lekarz miejski Grzegorzewski, wezwany do rannego przez policjantów. Doktor stwierdził zgon cyrkowca.

Nazajutrz dziennik „Echo” napisał: „Zabójstwo kierownika cyrku Arena wywołało w Pabianicach olbrzymie wrażenie. Sprawcy zabójstwa, a szczególnie jeden z nich - Leon Łaski, znani są w mieście jako ciemne indywidua najgorszego gatunku”. Łaski od lat terroryzował pabianickich sklepikarzy i straganiarzy, domagając się od nich pieniędzy. Napadł też na mieszkanie prezydenta Pabianic, a ławnikowi groził zabójstwem. Kilka osób Łaski ciężko pokaleczył nożem.

„Krytycznego dnia Leon Łaski z kompanami zaczepił późną nocą Hermana Rosenthala, od którego zażądali pieniędzy na wódkę” – informowała prasa. „Rosenthal akurat tego dnia obchodził swoje urodziny. Zaczepiony przez opryszków, odmówił wydania pieniędzy, za co jeden z nich uderzył go flaszką w głowę, trafiając prawdopodobnie w skroń. Kompani Łaskiego też uderzali flaszkami. Ugodzony śmiertelnie cyrkowiec zwalił się ciężko na ziemie. Mimo to z dłoni nie wypuścił teczki z pieniędzmi”.

Kilka dni później (18 sierpnia) „Gazeta Pabjanicka” podała sensacyjną informację: „sekcja zwłok Rosenthala wykazała, iż śmierć nastąpiła z powodu krwotoku, wywołanego daleko posuniętym rozwojem gruźlicy. Wszyscy trzej zatrzymani zostali natychmiast zwolnieni z aresztu”.

 

Pechowy cyrk Arena

Cyrkowcy ze stolicy źle wspominali Pabianice.

W 1933 roku, gdy przyjechali nad Dobrzynkę z popisami tresowanych zwierząt, kierownik cyrku został nocą pobity na ulicy Zamkowej. Sprawców nie schwytano.

Rok później podczas popisów na trapezie jeden z cyrkowców spadł i poniósł śmierć. Z kolei gdy cyrkowcy prowadzili przez miasto słonie, na ich widok spłoszył się koń Czesława Kłysa z ulicy Żwirki i Wigury. Koń szarpnął wóz, furmanka się wywróciła, a wozak upadł na bruk, łamiąc sobie nogę i kalecząc głowę.