Z taką informacją zadzwonili do Straży Miejskiej sąsiedzi. Strażnicy potwierdzili zgłoszenie. Okazało się, że wszystkie zwierzęta należą do jednego właściciela. A on akurat wyszedł z domu.
- Koza nie była mocno pogryziona, nie miała na ciele ran – mówi dyżurny strażnik. - Psy jedynie ją goniły.
Strażnicy powiadomili weterynarza. Lekarz powiedział, że zna sprawę i będzie nadzorował wskazane gospodarstwo.
Zdarzyło się to w sobotę (15 maja) po godzinie 6.20.