- Czasy „bidula” już dawno minęły – mówi Jarosław Grabowski, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, gdy pytam o koszty utrzymania wychowanków. – Teraz pod względem materialnym dzieciom w placówkach wychowawczych żyje się lepiej niż w większości normalnych rodzin.

Kwotę, jaką powiat musi przeznaczyć na utrzymanie domów dziecka, regulują przepisy.

- Ta suma większości ludzi pewnie wyda się wysoka, ale w porównaniu z innymi placówkami to mało – dodaje Grabowski. – W innych miastach w kraju, gdzie przebywają dzieci z naszego powiatu, musimy płacić nawet 6.000 zł miesięcznie.

U nas w ubiegłym roku było to 3.900 zł za dziecko. Na wszystkich podopiecznych powiat musiał przeznaczyć blisko 5 milionów złotych. Sporą większość tej kwoty pochłonęły wynagrodzenia personelu. Dyrektor szacuje, że opłacenie opiekunów, kucharek, terapeutów to blisko 70 procent kosztów.

- To dużo, ale inaczej się nie da. Dzieci muszą mieć zapewnioną całodobową opiekę. 7 dni w tygodniu: piątek, świątek czy niedziela – zaznacza. – Do tego przepisy stanowią, jaka ilość dzieci może przypadać na jednego opiekuna.

Reszta pieniędzy jest przeznaczona na utrzymanie podopiecznych: wyżywienie, ubranie, zakup książek, ale też atrakcje.

- Staramy się, by te dzieci żyły normalnie, tak jak ich rówieśnicy – tłumaczy Grabowski. – Jeśli koledzy z klasy chodzą w dżinsach, to im też te dżinsy kupujemy, bo nie mogą odstawać od reszty. Przecież nie są tu za karę.

Wychowankowie uczestniczą więc w zajęciach pozalekcyjnych, jeżdżą do kina. Dostają też kieszonkowe na własne potrzeby: 50 do 100 zł na miesiąc.

- A latem wyjeżdżają na wypoczynek. W ubiegłym roku byli w górach i nad morzem. Dwa razy po trzy tygodnie – dodaje. – Nie chcemy ich trzymać w murach przez całe wakacje.

W domach dziecka przy Sejmowej i w Porszewicach przebywa 110 dzieci. Kolejne 213 w rodzinach zastępczych. Jest ich 170. Trafiają tam dzieci z rodzin niewydolnych wychowawczo. Przeważnie powodem jest alkoholizm rodziców.

- Ale nie zawsze to wina rodziców. Zdarza się, że ci się starają, ale dzieci są zdemoralizowane, nie chcą się uczyć, nie chodzą do szkoły – mówi dyrektor.

Nie było natomiast u nas przypadku, by dzieci były zabierane rodzinie z powodu biedy.

- Raz zdarzyło się nawet, że kilkunastoletnie dziewczyny przyszły do nas i same chciały, by zabrać je do domu dziecka, bo miały już dość opieki nad młodszym rodzeństwem i nie chciały mieszkać z rodzicami – wspomina Grabowski. - Miały decyzję sądu, więc musieliśmy je przyjąć.

Jeśli dziecko, które sąd nakazał zabrać z rodzinnego domu, ma szczęście, trafi do rodziny zastępczej. Tych jednak jest bardzo mało.

- Nie ma chętnych. Wychowanie dziecka to ogromna odpowiedzialność – tłumaczy Grabowski. - Nie ma kolejki oczekujących. Wszyscy znamy serial, w którym taka rodzina funkcjonuje. Niestety, w rzeczywistości nie jest tak pięknie. Przez te lata pracy nie widziałem chyba ani jednej takiej.

Rodziny zastępcze dostają na utrzymanie dziecka od 660 zł do ponad 3.000 zł. Od czego to zależy?

Rodziny dzielone są na trzy grupy. Pierwsza: spokrewnione. Kiedy sąd zadecyduje odebrać dziecko rodzicom, o adopcję może się ubiegać najbliższa rodzina: dziadkowie, pradziadkowie czy rodzeństwo. Na utrzymanie dziecka dostają wówczas 660 zł.

Druga grupa to rodziny niezawodowe. Do niej zalicza się dalszą rodzinę (np. wujostwo), czy osoby niezwiązane z dzieckiem, które chcą je adoptować. Oni dostają miesięcznie 1.000 zł.

Są jeszcze rodziny zawodowe. Też dostają 1.000 zł na utrzymanie dziecka, ale oprócz tego jeden z opiekunów pobiera wynagrodzenie. To co najmniej 2.000 zł brutto.

- Jego wysokość zależy od ilości dzieci w rodzinie i tego, jakie to są dzieci. Jeśli niepełnosprawne, z problemami zdrowotnymi, czy tzw. trudna młodzież, to możemy zapłacić więcej – zaznacza dyrektor.

Zarobić mogą też rodziny, które zgłoszą się do pogotowia rodzinnego. Tych ciągle brakuje.

- Szukamy osób, które mogłyby zapewnić maluchom dom tymczasowy. Szczególnie w przypadku małych dzieci potrzebujemy czasu, żeby wyjaśniła się ich sytuacja – mówi. - Po tym czasie dziecko wraca do rodziców, trafia do rodziny zastępczej albo placówki wychowawczej.

Rodzina, która zgłosi się do pogotowia opiekuńczego, dostaje co najmniej 2.000 zł za okres, kiedy dziecka u nich nie ma, ale są gotowi do jego przyjęcia. Kiedy maluch do nich trafi, dostaną nie mniej niż 2600 zł. Kwota, w zależności od potrzeb dziecka, może być wyższa.