Ulotki w skrzynkach, pielgrzymujący po osiedlach radni… Pabianiczanie wymieniają jednym tchem to, czego nie mogą już wytrzymać w tegorocznej kampanii wyborczej.

- Kartki wrzucane do skrzynek służą nam jako makulatura – mówi pani Agata. - Szkoda, że tyle pieniędzy idzie w błoto.

Nie każdy jednak od razu wyrzuca ulotki wyborcze. Pani Katarzyna z ul. Wileńskiej postanowiła przeprowadzić eksperyment. Znalezione w ciągu jednego dnia w skrzynce na listy i na klamce pakiety powiesiła na drzwiach lodówki. Efekt przerósł jej przypuszczenia: udało się im zająć 1/3 całej powierzchni sprzętu AGD.

- O ile uważam, że jest to jakaś tam część programu, o tyle nie popieram tego, w jaki sposób to wszystko funkcjonuje – mówi rozżalona pabianiczanka. - Masa ulotek pod klatką, na ziemi, na chodniku. Aż miło podeptać twarz takiego pana lub pani, skoro nie wie, że śmiecenie jest złe. Plakaty wiszą na każdym płocie, na każdej bramie, na każdej wolnej przestrzeni.

fot. czytelnik

Jak się okazuje, miejsca w mieście politykom nadal za mało.

- W mieście jest problem z wolnym miejscem na banery – mówi Tomasz Stefaniak, pełnomocnik wyborczy Koalicji dla Pabianic. - Na szczęście, są tylko dwa komitety. Co by było, gdyby były ich cztery?

Nie ma gdzie wieszać plakatów, więc wiszą gdzie popadnie. Marcin Wolski, pełnomocnik od spraw komisji wyborczych oraz ochrony wyborów Prawa i Sprawiedliwości, za wzór do naśladowania stawia Konstantynów, gdzie na okres wyborów dostawiono dodatkowe tablice ogłoszeniowe tylko na wyborcze plakaty.

Tymczasem Stefaniak ocenia, że wyborcy raczej ze zrozumieniem przyjmują ulotki w swoich skrzynkach. Bo przecież wszem i wobec wiadomo, że każdy kandydat chce się wyborcom zaprezentować.

- Ludzie są już przyzwyczajeni do materiałów reklamowych sklepów, więc raz na kilka lat akceptują ulotki wyborcze – mówi.

Co na to pabianiczanie? Zdaniem pani Katarzyny, kampania ma sens do momentu, w którym twarze polityków zaczynają dla potencjalnego wyborcy… wyglądać tak samo.

- Jest tego za dużo, upchane na siłę, miasto wydaje się po prostu brudne. Polityka nie ma nic wspólnego z czystością i moralnością. Dosłownie i w przenośni – kwituje.

-  Nie wymyślono jakiegoś skutecznego sposobu dotarcia do wyborców w tak krótkim czasie i zaprezentowania siebie, swoich poglądów – mówi Wolski z PiS. - Jest to zapewne męczące dla ludzi, ale z drugiej strony, dzieje się raz na cztery lata.

Domokrążcy czy przyszli radni?

Kandydaci w wyborach z godnym podziwu samozaparciem prowadzą też kampanię bezpośrednią. Nie tylko roznoszą ulotki na ulicach Pabianic. Pukają do drzwi prywatnych domów.

- Można oszaleć – mówi pani Ewa z Zatorza. - Najpierw jedni, potem drudzy, każdy obiecuje to samo: asfalt na mojej gruntowej ulicy. A przecież mi jest wszystko jedno, kto to zrobi, byle po deszczu nie tonąć po kostki w błocie… Każdy to obieca, ale jaka jest gwarancja, że zrobią? Żadna. Nikogo już do mojego domu nie wpuszczę.

Z „pielgrzymowania” po Zatorzu szczególnie znany jest jeden z kandydatów do Rady Miasta. Choć sam chwali się na Facebooku pozytywnymi efektami rozmów z mieszkańcami, narzekających na to pabianiczan nietrudno spotkać.

- Widziałem przez okno tego pana. Od razu zamknąłem drzwi na zasuwkę – słyszymy. - To gorsze niż świadkowie Jehowy.

fot. profil publiczny kandydata na Facebooku

Na szczęście w wielu miejscach obecny, a może i przyszły radny spotkał się z ciepłym przyjęciem. A nawet… udzielono mu pierwszej pomocy.

- Serdecznie dziękuję przemiłej mieszkance ul. Świerkowej na Zatorzu za opatrzenie skaleczenia – ogłosił na swojej stronie na Facebooku. - Zauważyła je i z troską się nim zajęła, chociaż nie chciałem, żeby sobie robiła kłopot. Chyba krawędzią ulotki lub kalendarzyka się zaciąłem.

Wpis opatrzył zdjęciem palca zaklejonego małym plasterkiem. Chciał rozczulić wyborców? Nie każdego się udało.

- Największy ubaw miałam, jak "odkrył" ubłoconą i praktycznie nieprzejezdną ul. Bukową... - mówi pani Joanna. - To ci dopiero nowinka była. 

Jak, zdaniem pabianiczanki, powinna wyglądać nienachalna kampania wyborcza?

- Na początek proponuję zaznajomienie się z problemami danej społeczności, a nie "palenie głupa", że kandydat o danym problemie słyszy pierwszy raz. - mówi. - W końcu w Pabianicach nie jest nowością zalane miasto po ulewie czy uliczki gruntowe...

Co jeszcze? Nieskładanie masy obietnic, ale proponowanie realnych rozwiązań i interesowanie się okręgiem, z którego pochodzi kandydat. Byle przez całą kadencję, a nie tylko przed wyborami.

- Wtedy żadna kampania i namawianie ludzi do głosowania nie będą potrzebne - kwituje.

Po trupach do celu?

- Szlag mnie trafi! Zaklejanie nekrologów plakatami wyborczymi to nie tylko brak szacunku dla zmarłych, ale totalne chamstwo! - taką refleksją podzieliła się na Facebooku… jedna z kandydatek w wyborach samorządowych.

Kandydaci z jej komitetu nie widzą jednak problemu we wieszaniu banerów wyborczych na płocie cmentarza. Podobnie jak ich przeciwnicy. Oba wrogie sobie komitety informują jednak, że w tym temacie nie ma odpowiedzialności zbiorowej, bo kandydaci sami wybierają miejsca na swoje banery i plakaty. Sami także podpisują umowy.

fot. Kamil Misiek

- Oczywiście, są miejsca, w których trochę nie wypada, aby wisiały tam banery wyborcze - mówi Wolski z PiS. - Należą też do nich ogrodzenia spółek czy obiektów komunalnych. Ale, jak sami widzimy, druga strona też tego nie przestrzega.

- Co wybory naiwnie mam nadzieję, że może tym razem ktoś pomyśli i uszanuje to miejsce... - mówi pani Magdalena.

Co ciekawe, zarówno PiS jak i Koalicja dla Pabianic nie uznają muru przy cmentarzu ewangelickim za… część cmentarza.

- Nie widziałem banerów na murach cmentarza. Wiszą jedynie na ogrodzeniu okalającym kaplicę ewangelicką na skrzyżowaniu ul. Orlej z Kilińskiego. Nie ma tam cmentarza – mówi pełnomocnik PiS.

W podobnym tonie wypowiedział się pełnomocnik Koalicji dla Pabianic. Przyznał jednak, że być może okolica cmentarza to zła lokalizacja dla banerów.

- Dotarły do nas głosy, że to nieadekwatne miejsce. Myślę, że w kolejnej kampanii zwrócimy na to uwagę – mówi Stefaniak.

Bunt miasta czy nieuczciwa kampania?

Od kilku tygodni w mieście widać zniszczone plakaty wyborcze, pocięte i pomazane banery. Im bliżej niedzieli, tym popularniejsze staje się zaklejanie plakatów kolejnymi - konkurencyjnej partii.

- Mieliśmy tu plakat pana z PiS-u – mówi mieszkanka ul. Moniuszki. - Zakleił go pan z PSL… Później zniknęły oba.

Zdenerwowani mieszkańcy sami zdejmują plakaty. Mają dosyć.

- Plakat wisiał wewnątrz klatki schodowej, pod tablicą ogłoszeń – mówi mieszkaniec ul. Toruńskiej. - Chciałem go zerwać, bo ściany nie wolno plakatować. Klej był tak mocny, że oderwał kawałek farby.

Komitety nie są zgodne co do winnego niszczenia wyborczych ogłoszeń. Koalicja dla Pabianic podchodzi do sprawy luźno.

- Nie zakładamy złej woli kontrkandydata – mówi Stefaniak. - Skala tego zjawiska jest standardowa, jak co cztery lata.

fot. czytelnik

Być może spokój wynika z faktu, że w całej kampanii ucierpiało jedynie kilka ogłoszeń Koalicji dla Pabianic. A co z banerami PiS-u? Uszkodzeń było tyle, że zgłoszone zostały na policję.

- Banery niszczone były na Piaskach, ale też na Dużym Skręcie, wzdłuż ul. Orlej i Jana Pawła II. Nikt nie zniszczył natomiast banerów KW G. Mackiewicza. Oczywiście nie oskarżamy nikogo, ale wnioski uważny obserwator wyciągnie sam – mówi Wolski. - Uważam, że walka polityczna winna toczyć się na argumenty, a nie niszczenie materiałów wyborczych.

Zobacz: Polegli w wojnie na plakaty. Sprawą interesuje się policja

Mickiewicze i Słowaccy internetu

Niecodzienne oblicze kampania wyborcza ukazała w mediach społecznościowych. Kandydaci obu komitetów zaczęli się kłócić na Facebooku... wierszem.

"Siedzi Tytus na gałęzi

złote myśli w głowie więzi.

Kombinuje i główkuje,

a na zarzut się pakuje.

Mówisz KŁAMSTWO przyjacielu?

Na tym słowie legło wielu.

OSZUKUJĄ chcesz powiedzieć?

Za to słowo można siedzieć.

Miał być lans, wyborcze tańce

a usiadłeś na kaszance"

I otrzymał następującą odpowiedź:

"Lecz wam nic już nie pomoże

mocni dziś jesteście w mowie,

ale cała wasza świta

to kłamczuchów jest elita...

Obiecanki!!! Te frykasy

to wyborcze są kiełbasy..."

Jak to skomentować? Pozostaje wyjaśnienie, że politycy, najzwyczajniej w świecie, troszczą się o uświadomienie swoich wyborców.

-  Sami wyborcy nie za bardzo interesują się tym, co się wokół nich dzieje - podsumowuje pełnomocnik PiS.

Ma rację?