11 lat temu Agnieszka Robak zastanawiała się, co robić po skończonych studiach. W końcu postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Trafiła do Powiatowego Urzędu Pracy w Pabianicach i napisała biznes plan, by dostać pożyczkę. Jej plan spodobał się i dostała dotację.

– To był program „tygrysy biznesu” - wspomina. – Trzeba było złożyć dużo dokumentów. Ale opłaciło się.

Młoda ksawerowianka otrzymała 40 tysięcy złotych. Za te pieniądze zarejestrowała firmę, wynajęła lokal i zrobiła pierwsze zakupy. Bo otworzyła sklep z akcesoriami dla pasjonatów jeździectwa. Dlaczego taka branża?

Od małego lubiła zwierzęta, a konie w szczególności. Dlatego poszła do Technikum Hodowli Koni i przez 5 lat dojeżdżała 40 kilometrów do Wolborza, gdzie mieści się ta szkoła, a potem dojeżdżała około 330 kilometrów do Lublina, gdzie studiowała zaocznie na Akademii Rolniczej. Została zootechnikiem ze specjalizacją użytkowanie i hodowla koni.

– Na „koński biznes” namówiła mnie mama - wspomina. - To dobry duch naszej rodziny. Zawsze ma dobre pomysły, pomaga wszystkim dookoła, zaraża optymizmem. Dla brata wymyśliła sklep zoologiczny. Prowadzi go z powodzeniem. Mnie też się nieźle wiedzie.

Sklep pani Agnieszki nazywa się Patataj i mieści się w pasażu przy ul. Łaskiej w Pabianicach. Można tu kupić wszystko, co potrzeba jeźdźcowi i... koniowi - od siana, odżywek po derkę i elegancką uprząż.

– Na zamówienie to i konia sprowadzę - dodaje z uśmiechem właścicielka sklepu.

Ile kosztuje takie zwierzę ?

– Zależy, od kilku do kilkuset tysięcy. Są konie warte tyle, co dobrej klasy samochód - mówi. – Trzeba się też liczyć z kosztami jego utrzymania, miejsca w stajni, odżywiania, weterynarza. To nie jest tanie.

37-latka wie, co mówi, bo ma stajnię w Ksawerowie. Stoi tu 10 koni. Wszystkie pod wierzch. Są też źrebne klacze, których potomstwo może wyrosnąć na czempionów WKKW.

– To konie sportowe, biorą udział w konkursach - wyjaśnia pani Agnieszka.

Zajmuje się nimi Sylwester Januszewski, partner pani Agnieszki. Jest członkiem Tuszyńskiego Klubu Jeździeckiego Garbówek i instruktorem sportu, zawodnikiem Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego. Ma drugą klasę sportową w skokach przez przeszkody. Jego praca to zajeżdżanie młodych koni, przygotowanie do zakładu treningowego, championatów, Mistrzostw Polski Młodych Koni, indywidualne treningi koni oraz jeźdźców (skoki i WKKW), korekta trudnych koni, pomoc przy zakupie, sprzedaży oraz zamianie koni.

Końskiego bakcyla po rodzicach „połknął” 3-letni synek Agnieszki i Sylwestra. Chłopczyk z radością siada na grzbiecie 3-letniej klaczy Rozalii. A ostatnio dostał własnego konika. To kucyk o imieniu Beza. Czy wyrośnie na jeźdźca?

– Nie wiadomo. Na razie bardzo to lubi - dodaje pani Agnieszka.

Ona sama jeździ konno dla przyjemności, w zawodach nie startuje. Trochę obawia się skoków przez wysokie przeszkody, a niektóre mają po 1,5 metra i są rozbudowane.

Mówi się, że ktoś ma „końskie zdrowie”. Czy to prawda?

– Nic bardziej mylnego - twierdzi Agnieszka Robak. – Konie też chorują, mają kaszel, cierpią na bóle kręgosłupa i stawów, miewają naderwane ścięgna i kłopoty z paznokciami, czyli kopytami. Potrzebują dobrego odżywiania, czyli specjalnych mieszanek pasz, a także odżywek, suplementów diety, żeby były w formie.

- Każdemu trzeba przygotować inną dietę i zadbać o kondycję - dodaje pani Agnieszka. – Każdy musi mieć odpowiednio dopasowane siodło, by nie nadwyrężał kręgosłupa pod jeźdźcem. Po jeździe trzeba go okryć derką (koszt to 18 tys. zł - przyp. red.), która zadba o regenerację mięśni i ścięgien zwierzęcia.

Koń może żyć około 30 lat. W wieku 18-19 lat kończą zwykle karierę sportową. Co potem?

– Przechodzą na sportową emeryturę – wyjaśnia pani Agnieszka. – Mamy klacz w wieku naszego znajomego. Oboje dobrze się czują w swoim towarzystwie. Klacz chodzi luzem z innymi końmi. Inny koń, 19-letni ogier, trafił do pani, która jeździ nim na spacery.