Trawają rozmowy lekarzy z dyrekcją szpitala i prezydentem Pabianic.
- Nie dogadaliśmy się. Lekarze już nie mówią o dyżurach wycenianych na 40 zł w tygodniu i 70 zł podczas weekendów. Teraz stawiają inne żądania - mówi prezydent Zbigniew Dychto. - W styczniu chcą dostać średnią pensję krajową, od lutego do grudnia 2008 roku dwie średnie krajowe, a w 2009 roku trzy średnie krajowe miesięcznie. A do tego płatne dyżury wyliczane od większych pensji.
Średnia krajowa płaca to dziś około 3.060 zł (brutto).
- Do rozmów wrócimy w poniedziałek - mówi prezydent. - Przykro mi, że lekarze nie chcą słuchać o tym, że musimy też podnieść pensje pielęgniarkom i położnym. Nie interesuje ich, że szpital jest gigantycznie zadłużony. Mają swoje żądania i koniec.
Jeżeli dyrekcja szpitala i prezydent nie dogadają się z lekarzami, grozi nam zaknięcie szpiatala.
Od 1 stycznia zmieniają się zasady pracy lekarzy na szpitalnych dyżurach. Ma to związek z wchodzącą w życie nowelizacją ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, w której zapisane są zmiany czasu pracy lekarzy. Chodzi między innymi o inne wyliczenie dyżuru. Jeszcze w tym roku lekarze mogli pracowali 37,5 godzin tygodniowo. Wkrótce mają pracować 48 godzin tygodniowo. Lekarze zgdadzają się podpisać nowe umowy, jeśli będą dostawać więcej pieniędzy za dyżury. Za godzinę w dzień powszedni pierwotnie chcieli dostawać 40 zł, a za godzinę w dzień świąteczny (także podczas weekendów) - po 70 zł.
W pabianickim szpitalu jest zatrudnionych 122 lekarzy. Mamy 16 oddziałów. Szpital ma 90 mln zł długów.
Aby ratować placówkę przed zamknięciem, prezydent chce, by szpital wziął 30 mln zł kredytu, który ma spłacać przez 25 lat.
Obaw i problemów dyrekcji pabianickiego szpitala i prezydenta zupełnie nie rozumie Ewa Kopacz - minister zdrowia. W wywiadzie dla Dziennika powiedziała: "Resort zdrowia odpowiada za kształtowanie polityki zdrowotnej. Natomiast za to, czy lekarze będą obecni na dyżurach w poszczególnych oddziałach, odpowiadają dyrektorzy szpitali. Każdy dyrektor wie, że grafik dyżurów musi ustalić przed początkiem stycznia. Myślę, że dyrektorzy są świadomi, że jeśli nie uda się tego zrobić, to skazuje się taki oddział na zamknięcie. (...) Pieniądze na dyżur są określone, a lekarzy do dyżurowania będzie mniej, bo część chce odpoczywać. W ten sposób ten, który będzie chciał pracować, będzie lepiej zarabiał. Niech pacjent usłyszy od swojego lekarza: ja nie chcę pracować, nie spełniono moich warunków płacowych, więc oddział został zamknięty. Trzeba mieć na tyle odwagi, żeby lekarze się do tego przyznali. To jest uczciwe. Ewentualne problemy będą konsekwencją wyborów lekarzy.