Przy okazji premiery filmu „Kler” wielu pabianiczan przypomniało sobie o istnieniu kina. Od dnia wejścia do kin film obejrzało w Tomi 8.600 osób. Jak donosi jeden z czytelników, nie każdy podczas seansu potrafił się zachować.

„Sytuacja przerosła chyba nie tylko mnie, bo wśród widzów było słychać szmer komentarzy i, niestety, nie na temat filmu” – czytamy w liście do redakcji.

Co tak oburzyło czytelnika? Mężczyznę zszokował fakt, że w sali kinowej dopuszcza się picie alkoholu kupionego w barze kina. I że tak wielu pabianiczan nie potrafi mądrze z tego korzystać. Jego zdaniem, winę za to ponoszą właściciel i obsługa.

„Sala kinowa jest miejscem publicznym, gdzie są osoby nieletnie i dużo widzów” – zauważa czytelnik. „Jestem wraz ze znajomymi i synami gościem w kinie Tomi kilkanaście razy w roku. Chcę czuć się jak gość w kinie, nie obawiając się, czy jakaś butelka nie spadnie mi na głowę. Zmęczył mnie w trakcie seansu hałas obijającego się szkła, zapach wódy i piwska, kręcący się podpici niby widzowie”.

Rzeczywiście, w Tomi można kupić piwo, whisky i grzane wino. Jest możliwość wypicia trunku przy stoliku, ale też wniesienia go na salę kinową. Dlaczego?

- Klienci pytali o to i chcą tej oferty - tłumaczy właściciel Tomi, Tomasz Chmielewski. – Nie ma w tym nic dziwnego. Alkohol dostępny jest w wielu kinach w Łodzi, także w Teatrze Wielkim. Nawet Jędrzejów, gdzie kino działa przy domu kultury, ma tam dobrze funkcjonujący bufet i restaurację.

Chmielewski twierdzi, że to pierwszy głos sprzeciwu, jaki słyszy w sprawie alkoholu w sali kinowej. Do tej pory reakcje były jedynie pozytywne. Zgadza się jednak, że kino nie jest miejscem dla osób mocno nietrzeźwych.

- Jeśli ktoś przychodzi na seans i już mocno czuć od niego alkohol, po prostu nie sprzedamy mu biletu – deklaruje.

I dodaje, że jeśli Pabianice chcą podążać za dobrymi wzorami i być bardziej „miejskie”, do czego aspirują, to piętnowanie wypicia jednego piwa czy drinka podczas seansu nie jest do tego właściwą drogą.