Piotr Wiciński i Monika Hetmanek, biegacze amatorzy z pabianickiego klubu „O co biega” kilka dni temu rozpoczęli wielkie wyzwanie – planują przebiec całe wybrzeże Bałtyku z zachodu na wschód. Po co to robią? By rozpowszechnić informację o zbiórce pieniędzy na „lek ostatniej szansy” dla 42-letniej Joli Knop. Pisaliśmy o tym TUTAJ.

Dziś (w czwartek) ok. godz. 11.30 nasi biegacze byli 20 kilometrów przed Ustką.

- Jest słonecznie, ciepło, tylko wczoraj wiatr zmienił kierunek i teraz gorzej nam się biegnie – mówi Piotr Wiciński. - Tym bardziej, że w ogóle bieg po piasku jest o wiele cięższy niż po asfalcie.

Nasi ultramaratończycy czują się dobrze, nie mieli żadnych kontuzji. A wysiłek, którego się podejmują, jest ogromny. Wstają o 5 rano i biegną średnio 12 godzin dziennie. Średnio, bo jeśli nie znajdują miejsca na nocleg, muszą biec dalej.

– Pokonujemy ok. 50 kilometrów dziennie, ale choć brzeg wybrzeża liczy 477 kilometrów, mamy do pokonania jeszcze większą ilość trasy – dodaje.

Powód? Nie zawsze biegną wzdłuż morza, muszą schodzić w głąb lądu z przyczyn naturalnych przeszkód (np. jezioro, kamienie) lub urbanistycznych (teren wojskowy).

O tym, po co i dlaczego biegną, opowiadają wynajmującym im noclegi ludziom lub plażowiczom. O tym, że są z Pabianic, można poznać po fladze, z którą co jakiś czas się fotografują. Mają też na sobie charakterystyczne, czerwone, klubowe czapki.

Kiedy dobiegną do mety?

- Nie mamy terminu – zdradza Wiciński. - Chcemy to zrobić jak najszybciej, ale wszystko zależy od warunków pogodowych.

Ich podróż można śledzić na stronie WYDARZENIA.