Jak epidemia wpłynęła na Pani pracę?
- Sytuacja była napięta od początku marca, kiedy już było wiadomo, że epidemia dotarła do Polski. Klienci zaczęli rezygnować z wizyt, bo się wystraszyli. Przychodziło po kilka osób. My, fryzjerzy, zaczęliśmy sami zamykać salony, bo ze strony rządu nie było żadnych informacji w naszej sprawie. Skrzyknęliśmy się i wysyłaliśmy zapytania do sanepidu, czy możemy dalej pracować.

I co wtedy udało się ustalić?
- Po burzy, jaką wywołaliśmy w internecie, sanepid pozwolił nam otworzyć salony, ale nakazał zachować wszelkie środki ostrożności. Zarówno my, jak i klienci, musieliśmy nosić maseczki ochronne. Trzeba było dezynfekować miejsce pracy. Ludzie zaczęli znowu przychodzić. Pracowałam sama, bo nie chciałam narażać swojej pracownicy. Salon zamknęłam do odwołania 16 marca.

Dlaczego?
- Wymóg zachowania 1,5 m bezpiecznej odległości od klienta był niewykonalny. Od 1 kwietnia mamy już zakaz świadczenia usług zarówno stacjonarnie, jak i w domu klienta.

Zostaliście bez kasy, krótko mówiąc.
- No tak. Luty ogólnie jest „cienkim” miesiącem. W marcu za wiele nie przepracowałam. Byłam na początku wszystkim przerażona. Czułam się, jak w koszmarnym filmie.

Teraz wielka niewiadoma?
- Nie wiem kiedy znowu się otworzymy. Zamierzam skorzystać z pomocy państwa i złożyć stosowne wnioski odnośnie odroczenia opłat. Wszystko zależy od tego, kiedy skończy się epidemia i rząd pozwoli nam pracować.

Ale nie przewiduje Pani zamknięcia go na stałe?
- W żadnym wypadku. Zwalniać mojego pracownika też nie zamierzam. Uważam, że każdy powinien mieć zabezpieczenie finansowe na „czarną godzinę”. Bardzo pomogła mi spółdzielnia mieszkaniowa, od której wynajmuję lokal. Na moja prośbę obniżyła czynsz na czas przestoju. To daje mi duży komfort psychiczny. Oczywiście wspierają nas też księgowe, rzemiosło i adwokaci. Doradzają jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji.

Jako fryzjerzy wspieracie się wzajemnie?
-
Oczywiście. Niektóre znajome fryzjerki planują zamknąć biznes. W naszych mikroprzedsiębiorstwach koszty utrzymania są bardzo duże. Część z nich wynajmuje lokale od prywatnych właścicieli. Niewykluczone, że jak ten koszmar się skończy, połączymy siły. Trzeba sobie pomagać. Fryzjerzy w ogóle dużo zaczęli ze sobą rozmawiać. Jest między nami miła atmosfera, nie czuć konkurencji.

A co ze szkoleniami?
-
Wszystkie zostały odwołane. Szkolimy się za to internetowo. Za darmo. To bardzo fajne rozwiązanie.

Jak zareagowali klienci na wieść o zawieszeniu działalności?
- Mam wspaniałych klientów. Wspierają mnie dobrym słowem na facebooku i w smsach. To wzruszające. Zadzwonił do mnie min. klient, starszy pan, który regularnie odwiedzał mój salon. Powiedział, że zapłaci za usługę, którą wykonam dopiero kiedy wrócę do pracy. Chciałby w ten sposób nas wesprzeć. Byłam zszokowana.

Namówił Panią?
- Tak, dał mi tym do myślenia. Postanowiłam, że uruchomię vouchery na zabiegi fryzjerskie, które będzie można zrealizować do końca września przyszłego roku. Każdy, kto chce nas wesprzeć będzie mógł nabyć voucher za 50 złotych, a resztę dopłacić po wykonanym zabiegu. Jestem dobrej myśli i z niecierpliwością czekam na powrót do pracy.