Aneta Kolasa kilka miesięcy temu na jednej ze stron internetowych znalazła informację o szczurach na sprzedaż. Zaniepokoiła ją cena: jedynie 5 zł.
- Minimalna kwota rynkowa za tego zwierzaka to 40 zł – uważa. – Wszystkie oferty poniżej tej sumy traktuję podejrzliwie.
Sprawdziła tę hodowlę i okazało się, że warunki, w jakich przetrzymywano zwierzęta, były porażające.
- Pan wręczył mi szczury w… wiaderku – wspomina. – Z kilkunastu sztuk, kilka już nie żyło, a wszystkie samiczki były w ciąży.
Aneta zabrała zwierzęta „hodowcy”, ale nie obyło się bez pertraktacji.
- Nawet gdy poinformuję, że jestem z ogólnopolskiej organizacji na rzecz zwierząt Viva, ludzie i tak chcą, bym im zapłaciła. A przecież te zwierzęta są przetrzymywane w nieludzkich warunkach! – mówi.
Ich właściciele uważają, że się czepia, bo przecież chomik czy szczur to nie pies czy kot i nie trzeba o niego tak dbać.
- Zamknęłam też pseudohodowlę, gdzie chomiki trzymane były po kilka sztuk w małych, brudnych klatkach. Rozmnażały się między sobą - ojciec z córką, matka z synem, gryzły – opowiada. – A chomiki, jako jedyne gryzonie, nie są zwierzętami stadnymi.
Bywa, że okazy właśnie z takich hodowli trafiają do sklepów zoologicznych.
- Co z tego, że kosztują parę złotych, jak pożyją może rok – uważa. – Umierają z powodu nowotworów, chorób genetycznych.
Początki szczurzej miłości
Pabianiczanka miłość do zwierząt ma we krwi.
- Już jako kilkulatka znosiłam do domu chore gołębie i bezdomne koty – wspomina.
Na poważnie zaczęło się ponad 2 lata temu od kupna szczura Silvera.
- Miałam takie postanowienie noworoczne, by w jakiś sposób pomagać zwierzętom – zdradza.
Uszyła z polaru kilka domków i legowisk dla gryzoni. Wysłała je do fundacji Viva.
- Podziękowali i zapytali, czy nie chciałabym do nich dołączyć – dodaje. – Zgodziłam się.
Jest jedyną wolontariuszką w Pabianicach i jedną z dwóch w województwie, działającą na rzecz gryzoni. Świnkom morskim, chomikom i szczurom pomaga na wiele sposobów.
- W szkołach i przedszkolach prowadzę spotkania dla dzieciaków. Opowiadam im o opiece nad tymi zwierzakami, o ich karmieniu, leczeniu, o odróżnianiu hodowli od pseudohodowli. – wylicza. – Tłumaczę uczniom, że zwierzę to nie zabawka czy prezent pod choinkę, który gdy nam się znudzi, możemy wyrzucić.
Każdego miesiąca ma kilka interwencji związanych z pomocą gryzoniom.
- Dzwonią do mnie ludzie, którym sprzykrzył się już chomik i chcą go oddać, albo tacy, którzy znaleźli na śmietniku… skoczka pustynnego – mówi. – Sama wyszukuję też podejrzanych ogłoszeń o sprzedaży gryzoni i odbieram krzywdzone zwierzęta ich właścicielom.
Bywa, że ludzie porzucają chomiki w lasach i parkach. Udomowione zwierzę nie ma jednak szans na przeżycie.
- Kiedyś w 20 wolontariuszy przeczesywaliśmy park w Warszawie w poszukiwaniu porzuconej świnki morskiej – mówi Kolasa. – Udało się ją znaleźć.
Komentarze do artykułu: Matka Teresa od gryzoni
Nasi internauci napisali 5 komentarzy
komentarz dodano: 2016-01-26 22:48:18
komentarz dodano: 2016-01-25 15:48:56
komentarz dodano: 2016-01-24 20:07:22
komentarz dodano: 2016-01-24 16:06:46
komentarz dodano: 2016-01-24 11:36:48