ad

- Ja nie melduję u siebie najemców – zwierza się pan Paweł, pabianiczanin oferujący mieszkanie na wynajem. - Nie chcę mieć później kłopotów.

Czy rzeczywiście meldunek może sprawić kłopoty? Jak wyjaśniają urzędnicy, nie ma powodu do obaw.

 - Większość ludzi zwyczajnie przecenia rolę meldunku – ocenia Wojciech Poros, naczelnik Wydziału Spraw Społecznych. - Zameldowanie to tylko czynność materialno-techniczna. Nie rodzi absolutnie żadnych skutków prawnych.

Co to oznacza? Że lokal, choć ktoś jest w nim zameldowany, dalej należy tylko do właściciela. Pozostali mieszkańcy nie mają z tego powodu żadnych dodatkowych uprawnień, bo te może dać im jedynie umowa czy akt własności. Sam meldunek nie daje prawa, by lokal komuś sprzedać albo zameldować w nim kolejną osobę.

To oznacza, że pan Paweł, wynajmujący swoje mieszkanie, nie ma powodu do obaw.

- Ja, mimo wszystko, wolę dmuchać na zimne – mówi wprost.

 

Zamelduj się sam

Skąd ta przezorność? Pewnie stąd, że każdy chce mieć mieszkanie z „czystym kontem”. I nawet, jeśli formalnie nic to nie zmienia, można się o to postarać.

- Jeśli dawny lokator nie jest wymeldowany, można złożyć wniosek o jego wymeldowanie – wyjaśnia Poros. Urząd rozpoczyna wtedy postępowanie administracyjne. Wszystko po to, by wymeldować niechcianego „intruza” z lokalu.

Nie zawsze jednak ostatnie słowo należy do właściciela. Jeśli pan Paweł nie zgodzi się na zameldowanie lokatorów w swoim mieszkaniu, ci mogą zrobić to… sami. Bez jego zgody.

- Składa się wtedy odpowiedni wniosek do urzędu – wyjaśnia naczelnik. Przy urzędniku w temacie wypowiadają się wynajmujący i najemca. Ten drugi udowadnia, że mieszka pod danym adresem i ma prawo do meldunku.

- Od 2001 roku mieliśmy dwa takie przypadki – podsumowuje Poros.

Jakie były przyczyny? Nadinterpretacja przepisów i nieuzasadnione obawy, że lokator oszuka właściciela mieszkania.

 

Po co komu to meldowanie?

Skoro meldunek nie daje żadnych uprawnień, po co w ogóle go „załatwiać”?

Głównie po to, by nie łamać przepisów. Zgodnie z nimi, jeśli przebywamy pod konkretnym adresem powyżej 90 dni, mamy obowiązek zameldowania się tam. Na stałe lub czasowo.

Zdaje się, że przepisy nie idą z duchem czasu. Wszak adresu nie ma już nawet na dowodzie osobistym. I co z osobami, które mają dwa, trzy i więcej mieszkań? Może lepiej byłoby się nie meldować nigdzie?

- Brak meldunku bywa kłopotliwy, bo nie wiadomo, na jaki adres kierować korespondencję – mówi Poros. A listy wysyłają nie tylko stęsknieni krewni. Kto jeszcze? Na przykład Wydział Podatków i Opłat Lokalnych. Jakoś przecież musi kontrolować wpłaty od mieszkańców i ścigać tych, którzy płacić nie chcą. Jak to robić, gdy winowajca nie ma adresu?

To problem także wtedy, gdy chcemy głosować w wyborach. Ale nie jest on nie do przeskoczenia. Wystarczy złożyć wniosek i wskazać miejsce pobytu i głosowania.

 

Ponad 200 hindusów

Najskrupulatniej obowiązek meldunkowy realizują cudzoziemcy. Powód? To on legalizuje ich pobyt w Polsce.

Przyjezdni z krajów Unii Europejskiej meldują się jak Polacy: tymczasowo lub na stałe. Ukraińcy tylko na pobyt czasowy. By zameldować się na stałe, muszą mieć kartę pobytu stałego. Tę wydaje wojewoda.

Najtrudniej mają imigranci, którym wydano wizę na wyjazd do Polski. Mogą się tu zameldować tylko na tyle dni, ile widnieje na wizie.

 A ilu mamy w Pabianicach cudzoziemców? 486. Najwięcej, bo 205, pochodzi z Indii. Dla porównania, Ukraińców mamy 92.

- Imigranci chętnie się meldują – mówi naczelnik Wydziału Spraw Społecznych. - Wymusza to na nich rynek pracy. Potrzebny im adres zameldowania, by mieć świadczenia zdrowotne i ubezpieczenia.

A co, gdy to pabianiczanin wyjeżdża za granicę?

- Najpóźniej w dniu wyjazdu powinien nas o tym poinformować – tłumaczy Wojciech Poros.