Dopóki księża mają rodziców, na kolację wigilijną starają się jechać do swoich domów. Święta mają pracowite, ale jeśli rodzina mieszka blisko, to również w pierwszym i drugim dniu świąt „wpadają” do nich na obiad.

- Ksiądz diakon i ksiądz wikariusz z mojej parafii zostali zaproszeni na Wigilię do mojego rodzinnego domu w Pawlikowicach. Ksiądz prałat Szuba również otrzymał zaproszenie, ale idzie do swoich znajomych – mówi ksiądz Paweł Kutynia. - Na plebanii zorganizowanie kolacji byłoby nie lada wyzwaniem. Nie mamy gospodyni, a jednak potrawy, które powinny znaleźć się na stole, wymagają kunsztu kulinarnego.

Ksiądz proboszcz nie ukrywa, że woli jeść niż gotować, chociaż na co dzień to robi. Jedyne danie, które przyrządza na święta, to karp po żydowsku w galarecie. Na kolację wigilijną również najbardziej lubi zjeść rybę. Najchętniej wybiera jednak karpia smażonego, przygotowanego przez mamę lub siostrę. Zawsze smakuje tak samo, a smażony jest na oleju rzepakowym.

Wszystkie potrawy na stole wigilijnym u Kutyniów są postne.

- Mimo, że Kościół dopuszcza jedzenie mięsa w Wigilię, nie spotkałem się, aby ktoś z moich parafian czy znajomych wprowadził jakąś potrawę, która nie byłaby postna. Raczej ludzie kultywują naszą polską tradycję. Mięso na Wigilii jest na przykład w Niemczech. Tam pieczona gęś czy kiełbasa to norma. Cieszę się, że u nas nie ma takich przysmaków 24 grudnia. Możemy je za to jeść już następnego dnia – mówi ksiądz.

W domu księdza Pawła zupy są dwie do wyboru. To zarówno grzybowa, jak i barszcz czerwony. Jak ktoś ma życzenie, może spróbować obu. Po kolacji jest ciasto. Tradycyjnie serwują makowiec i sernik.

 

Drobne prezenty

Przy stole zasiada kilkanaście osób. Przede wszystkim kolędują. Nie tylko śpiewają kolędy i pastorałki, ale również przygrywają sobie na instrumentach.

- Nie każdy członek rodziny ma talent, ale każdy się stara, jak może – mówi ksiądz. - Ja też zawsze sobie zorganizuję jakiś instrument.

Ksiądz Paweł ma dwie siostry. Jedna mieszka na Śląsku i częściowo przejęła tamte tradycje wigilijne. Czasem wprowadza je w rodzinnym domu pod Pabianicami.

Na przybycie świętego Mikołaja najbardziej czekają dzieci, to siostrzeńcy księdza Pawła. Chłopcy mają 7 i 11 lat. Gdy byli młodsi, święty Mikołaj przychodził do nich osobiście. W postać świętego wcielali się tata lub wujkowie. Wśród nich również ksiądz Paweł. Teraz dzieci podejrzewają, że nie jest to prawdziwy święty. Mikołaj ostatni raz przyszedł do nich osobiście 2 lata temu.

- To nie jest oszukiwanie dzieci – zapewnia ksiądz. - To jest tradycja związana z jakimś przeżyciem. Ma to swoją świąteczną aurę.

Członkowie rodziny zazwyczaj kupują sobie drobne upominki. Najczęściej są to rzeczy praktyczne. Najwięcej uciechy z prezentów mają dzieci.

- Ja się na tym nie znam, więc moja siostra ogarnia prezenty dla najmłodszych. Jest to zwykle jeden ogólny prezent od całej rodziny. Często są to gry planszowe – mówi ks. Paweł.

W święta korzysta z tego cała rodzina. Grę trzeba od razu rozszyfrować i przynajmniej kilka razy przetestować.

Jak Mikołaj nie dotrze sam, to zgodnie ze śląską tradycją, prezenty pod choinkę podrzuca dzieciątko Jezus. Choinka w domu jest zawsze żywa.

-  Jest wysoka do sufitu – opowiada ksiądz. - Jak byłem mały, to też taką mieliśmy. Ubierana jest w Wigilię. Dawniej ścinało się choinkę w ogrodzie, a teraz się ją kupuje. Na plebanii też mamy choinkę. Również jest żywa, abyśmy mogli czuć zapach świąt także wtedy, gdy jesteśmy w ferworze zajęć.

 

Kilka mszy dziennie

Wigilia to dla księży czas odpoczynku. W tradycji jest tylko jedna, poranna msza. Dopiero nocą odbywa się pasterka. W kościele świętego Mateusza będzie o 22.00. W innych kościołach bywa, że jest o północy.

Za to same święta są bardzo pracowite. Zarówno jednego, jak i drugiego dnia do odprawienia jest sześć mszy. Są o godzinach: 6.30, 8.00, 9.30, 11.00, 12.30 i 18.00. Jeśli ksiądz nie odprawia mszy, to spowiada.