Najtańsze było jedzenie. Duży obiad dało się kupić za równowartość 10 zł. Trzy mięsne szaszłyki kosztowały 5 zł.

- Być może jadłyśmy popularne w Chinach mięso psów, ale tego nie wiemy, bo jadłospisy były w języku chińskim – mówi Aldona Militowska. - Niech lepiej tak zostanie…

W niektórych rejonach je się węże, chrabąszcze, świerszcze. Przysmakiem Chińczyków są kurze łapki. Jedzą je wędzone lub grillowane. Lubią też świńskie uszy i kacze łby z dziobem.

- Łeb trzymają za dziób i obgryzają go – opowiada Sylwia Stankiewicz. – W sklepach nie ma pieczywa i słodyczy.

Raz pabianiczanki zamówiły herbatę. Ale zapomniały spytać o cenę. To był wielki błąd!

- Za dwie filiżanki zapłaciłyśmy prawie 90 złotych – opowiadają podróżniczki. – Nigdy więcej nie byłyśmy tak nieroztropne.

Bardzo drogie są sery i mleko. Ceny ubrań i butów są dwukrotnie wyższe niż w Polsce.

 

W drogę!

Aldona Militowska uczy geografii w Zespole Szkół nr 3. Sylwia Stankiewicz jest nauczycielką języków obcych w Szkole Podstawowej nr 8. Do tej pory zwiedzały głównie Afrykę. Teraz ciekawość zawiodła je do Chin.

Do podróży przygotowywały się pięć miesięcy. Bo bilety lotnicze trzeba zabukować dużo wcześniej. Kupiły trzy przewodniki turystyczne. Opracowały trasę. Noclegów nie rezerwowały. Były przekonane, że do porozumiewania się z Chińczykami wystarczy im język angielski.

Poleciały do Xi’an. To jeden z największych portów lotniczych w Chinach. Stamtąd do Luoyang, Pekinu, Pingyuao i Chengdu.

Sporym wyzwaniem było znalezienie hostelu. Ten z przewodnika dla turystów był za drogi. Okazało się, że mało który Chińczyk zna język angielski. Dlatego szukanie miejsc noclegowych trwało długo. Nocleg kosztował około 30 zł.

Problemem był też zakup biletów na pociąg. Raz zdarzyło się, że pabianiczanki pojechały nie tam, gdzie chciały. Pociągi, metro, autobusy są nowoczesne i czyste.

- W każdym jest telewizor plazmowy – mówi Sylwia. - Jeżdżą tak często, że na przystankach nawet nie potrzeba ławek dla oczekujących.

 

Taki kraj

Chińskiej rodzinie wolno mieć tylko jedno dziecko. Kto chce więcej, za każde kolejne dziecko musi oddać państwu roczny dochód rodziny. Na drugie i trzecie dziecko trzeba załatwiać pozwolenie.

- Jeśli małżeństwo jest wykształcone, wtedy ma do tego prawo – tłumaczy Sylwia.

Pabianiczankami wstrząsnęło to, że podczas jedzenia Chińczycy mlaskają i siorbią. A nie to było najgorsze…

- Charchają w miejscach publicznych. Nawet kobiety. A później rozcierają to nogą – opowiadają. – No i publicznie puszczają bąki.

Aby wejść na dworzec, trzeba mieć bilet. Pasażerowie są prześwietlani, jak na lotnisku. Przy ruchomych schodach stoi urzędnik w mundurze kolejowym. Pilnuje. Czego?

- Miałyśmy wrażenie, że jest tam wiele miejsc pracy wymyślonych tylko po to, by ludzie mieli zajęcie – opowiada Aldona. - Jest na przykład pan, który stoi przed pociągiem z chorągiewką i pogania, żeby wszyscy wsiedli. Inny pan ustawia w rządek oczekujących na przyjazd pociągu. Każdy musi stać przy wagonie, który jest zaznaczony na bilecie. Jak się wychylisz, to pan w mundurze gwiżdże.

Trzeba też nauczyć się poruszać po drogach. Dlaczego?

- Bo nie obowiązują żadne przepisy. Pierwszeństwo ma ten, kto jest większy. Nikt nie zwraca uwagi na sygnalizację świetlną – twierdzą podróżniczki. - Żeby bezpiecznie przejść przez ulicę, najlepiej przyłączyć się do grupy Chińczyków.

Większość ulic to sześciopasmówki.

 

To zobaczyły

Pabianiczanki pojechały do Pekinu zobaczyć Mur Chiński. Ten odcinek muru codziennie zwiedza 100.000 osób. Widziały też Zakazane Miasto - jeden z największych kompleksów pałacowych świata.

- Najbardziej podobał mi się Pałac Letni – twierdzi Sylwia Stankiewicz.

W pobliżu miasta Leshan, w prowincji Suczuan widziały trzeci co do wielkości na świecie posąg Buddy. Ma 71 metrów. Były w Dzielnicy Jezior i Pingyuo, mieście, które wygląda jak przed tysiącem lat. Tutaj kręcono film „Zawieście czerwone latarnie”. Tylko raz widziały slumsy (hutongi). Bieda jest na wsi i na prowincjach, ale mało widoczna.

- Jesteśmy dwadzieścia lat za Chinami. To nowoczesny, szybko rozwijający się kraj. Tam nie ma samochodów, które miałyby powyżej dziesięciu lat. Budynki są bardzo czyste – ocenia Sylwia.

- W relacjach z białymi Chińczycy czują się gorsi i wstydzą się, że nie znają angielskiego. Myślą, że Polska jest krajem lepiej rozwiniętym niż Chiny – dodaje Aldona Militowska.