Jednym z piłkarzy powołanych przez Górskiego był 22-letni wówczas Andrzej Drozdowski. To wychowanek Włókniarza, który występował w pierwszoligowym ŁKS. Popularny „Drozdek” z „zielonymi” zaliczył sezon w 1967/68 w drugiej lidze. Potem via Zawisza Bydgoszcz trafił do ŁKS. Chociaż nie było to takie oczywiste.

Podpowiedź Strejlaua

- To było w 1972 roku. Byłem wtedy piękny, trzydziestodwuletni. Jako trener reprezentacji młodzieżowej zawitałem do Łodzi. Przyjął mnie ówczesny sekretarz PZPR, Bolesław Koperski i powiedział że gra u mnie w kadrze taki chłopak z Pabianic, Drozdowski – wspomina Andrzej Strejlau, ówczesny trener „młodzieżówki”, a w latach 1989 – 1993 selekcjoner pierwszej reprezentacji. – Tego piłkarza chciały mieć w kadrze zarówno Widzew jak i ŁKS. Oba kluby zgłosiły się do Koperskiego, by rozstrzygnął gdzie ma grać. Podpowiedziałem sekretarzowi, jak ma rozwiązać tę sprawę.

Po pomocnika sięgnął Łódzki Klub Sportowy. Drozdowski wyróżniał się w silnej, pierwszej lidze.

- Dynamiczny, zdecydowany w grze, z przyjemnością się na niego patrzyło – mówi Strejlau. – Jeśli w tym czasie został powołany do pierwszej reprezentacji, musiał być świetnym piłkarzem.

Andrzej Drozdowski debiutował w kadrze Polski 1 sierpnia 1973 roku na stadionie w Toronto. Zmienił w przerwie Henryka Kasperczaka. Polska wygrała z Kanadą 3:1.

Dwa dni później w Chicago Drozdowski jeszcze w pierwszej połowie zmienił Zenona Kasztelana. Wygraliśmy z USA 1:0. W meczu z Meksykiem (także wygrana 1:0) pabianiczanin nie grał, a w kolejnym starciu z Meksykanami (wygraliśmy 2:1) pomocnik znad Dobrzynki zanotował swój trzeci występ w kadrze. Tym razem wszedł w przerwie za Lesława Ćmikiewicza.

Steve, czyli Stefan

10 sierpnia 1973 roku na stadionie Kezar Stadium w San Francisco blisko 30 tysięcy widzów było świadkami meczu USA – Polska, w którym naprzeciw siebie zagrali dwaj pabianiczanie. Ataki grającego w pierwszym składzie Drozdowskiego miał odpierać grający na środku obrony Amerykanów, 31-letni Steve Shaffer, czyli Stefan Szefer. Urodzony w Pabianicach reprezentant USA, był wychowankiem Włókniarza. Przygodę ze sportem zaczynał jednak nie od futbolu, lecz od królowej sportu.

- Jadwiga Wajs zachęcała mnie do uprawiania lekkiej atletyki, bo byłem skoczny i szybki, wygrywałem konkurencje na mistrzostwach województwa. Ostatecznie postawiłem na piłkę, ale lekkoatletyczne doświadczenie bardzo się przydało. (…) Nie byłem błyskotliwym technikiem, lecz nadrabiałem to przygotowaniem fizycznym – zwierzył się Szefer Antoniemu Bugajskiemu w trzeciej części cyklu książek „Był sobie piłkarz”.

Grający w obronie Szefer w 1963 roku przeszedł do Śląska Wrocław, gdzie pracował Władysław Giergiel, z którym zetknął się w Pabianicach. Po odbyciu służby wojskowej wzmocnił ŁKS, w którym grał przez trzy sezony. Grał na tyle dobrze, że w 1966 roku do kadry powołał go nowy selekcjoner, Michał Matyas.

- „Myszka” pochodził ze Lwowa, był przedwojennym reprezentantem Polski – wspomina Strejlau.

Stefan Szefer wpadł mu w oko dzięki udanym występom w lidze i dostał powołanie na mecz towarzyski Polski z Izraelem w Jaffie. Zremisowaliśmy 0:0.

Drugi występ w kadrze zaliczył w eliminacjach mistrzostw Europy 1968, gdy w Brukseli pokonaliśmy Belgię 4:2, a w obronie partnerowali mu przyszli selekcjonerzy: Jacek Gmoch i Antoni Piechniczek. Taki sam zestaw obrońców wystąpił w kolejnym meczu z Rumunią (0:0) i na tym zamknęła się reprezentacyjna kariera Szefera.

W 1968 roku wyjechał do USA, jako mąż Amerykanki. Żonę poznał na tournée z ŁKS-em po Stanach Zjednoczonych, ślub wzięli jednak w Polsce. Przez półtora roku grał też w Holandii, w MVV Maastricht, gdzie plasował się w czołówce lewych obrońców. W 1971 roku wrócił do USA i zaczął występy w drużynie Chicago.

Włókniarz kontra… Włókniarz

Szefer debiut w reprezentacji USA zaliczył 5 sierpnia 1973 roku w meczu z Kanadą (2:0).

Już pięć dni później reprezentacja Jankesów pod wodzą pochodzącego z Ukrainy Eugene Chyzowycha zmierzyła się z Polską. Naprzeciw „biało-czerwonych” na boisko wybiegł Szefer i inny Polak, Jerry Panek, czyli Jerzy Panek, mający za sobą grę m.in. w Broni Radom i Lechii Gdańsk.

Na boisku w San Francisco dominowała reprezentacja Polski, która pewnie wygrała mecz 4:0 po dwóch golach Kazimierza Kmiecika, jednym Szarmacha i jednym Kasztelana. Pabianiczanie spędzili na boisku po 90 minut.

Ledwie dwa dni później piłkarze obu drużyn zagrali po raz drugi, tym razem w New Britain. Polacy, dla których był to już szósty mecz w ciągu dwunastu dni, niespodziewanie przegrali 0:1 (0:1) po golu Alana Trosta w 37. minucie.

Bramka „padła po błędzie polskich obrońców, którzy grali w tym meczu bardzo niezdecydowanie. Nie bez winy był również bramkarz Jan Tomaszewski, który interweniował zbyt ospale. Po uzyskaniu gola Amerykanie przeszli do gry defensywnej, broniąc jak mogąc, dostępu do własnej bramki. Mimo gorącego dopingu kilkutysięcznej rzeszy kibiców amerykańskiej Polonii (…) Polacy nie byli w stanie zmienić sytuacji na boisku.” – relacjonował „Dziennik Łódzki” z 14 sierpnia 1973 roku. Dodajmy, że Szefer w barwach USA zagrał na boisku 90 minut, zaś Drozdowskiego w 60. minucie zmienił Kasperczak. 

Występ przeciwko Polsce był ostatnim meczem pabianiczanina w reprezentacji USA. Później występował w barwach Chicago Sting w amerykańskiej lidze. Jego rywalami byli m.in. Gordon Banks (mistrz świata z Anglią z 1966 roku), trzykrotny mistrz świata Brazylijczyk Pelé i jego rodak Carlos Alberto Torres czy wreszcie legendarny Niemiec Franz Beckenbauer (mistrz świata z 1974 roku).

- Gdy graliśmy w Nowym Jorku, Pelé zaprosił nas nawet do swojego mieszkania – wyznał pabianiczanin w książce „Był sobie piłkarz”. Szefer do dziś mieszka w Stanach Zjednoczonych.

Koniec na Haiti

Losy Andrzeja Drozdowskiego potoczyły się nieco inaczej. Po wyprawie do Ameryki Środkowej kadra wróciła do Polski przez Bułgarię, gdzie zagrała zwycięski (2:0) mecz towarzyski. Obie bramki strzelił Grzegorz Lato, który za wszelką cenę chciał pokazać Górskiemu, że pominięcie go w kadrze na tournée po Kanadzie, USA i Meksyku było błędem. Drozdowski mecz z Bułgarami obejrzał z ławki rezerwowych.

- Był znaczącym ligowym piłkarzem i ważnym graczem mojej kadry młodzieżowej – przyznaje Strejlau. – Kibice w Łodzi bardzo go lubili, był też lubiany przez kolegów z kadry. Najbliżej trzymał się z Szarmachem.

W kwietniu 1974 roku młodzieżowa kadra Strejlaua wyjechała na rekonesans aż na… Haiti.

- Nie była to pierwsza reprezentacja Polski, choć mecze są uznawane jako oficjalne – zaznacza były selekcjoner. – W mistrzostwach świata 1974 roku wylosowaliśmy w grupie Haitańczyków i musieliśmy zobaczyć, co to Haiti gra. Nasze obserwacje posłużyły później Kazimierzowi Górskiemu.

Polska pierwszy mecz przegrała 1:2, drugi zaś wygraliśmy 3:1. W przegranym meczu Drozdowski w przerwie zmienił Jerzego Kasalika, w drugim spotkaniu zagrał pełne 90 minut. I był to ostatni mecz pabianiczanina w kadrze narodowej. Na mundial do Niemiec, na którym Polacy zajęli trzecie miejsce na świecie pojechało kilku graczy z haitańskiej wyprawy. Byli to: bramkarz Andrzej Fischer, obrońcy Władysław Żmuda, Henryk Wieczorek i napastnicy Andrzej Szarmach, Kazimierz Kmiecik, Marek Kusto i Zdzisław Kapka. Dla Drozdowskiego miejsca zabrakło.

- Zamysł był taki, żeby młodzi jechali i uczyli się na wielkim turnieju – mówi Strejlau. – Drozdowski nie pojechał na mundial w Niemczech, bo po prostu byli od niego lepsi.

Wychowanek Włókniarza w barwach ŁKS grał do 1981 roku. Później wyjechał kopać piłkę w Finlandii.

Grzegorz Ziarkowski

Korzystałem z fragmentów książki Antoniego Bugajskiego „Był sobie piłkarz… cz. III”, „Encyklopedii Piłkarskiej FUJI” Andrzeja Gowarzewskiego i archiwalnych wydań „Dziennika Łódzkiego”.