Bacznie obserwował morsujących znajomych przez dwa sezony. Zarzekał się, że nikt go nigdy do tego nie namówi.

- Poczytałem, poobserwowałem i uznałem w końcu, że to nie boli i chyba przeżyję- wspomina.

Jak widać przeżył. Z pabianickimi morsami pluska się już trzeci sezon. Od kiedy zaczynają? Mors po prostu czuje, że nadeszła idealna pora. Najlepiej jeśli temperatura powietrza spadnie w okolice 0 stopni.

- Zaczynałem 3x po 30 sekund. Za pierwszym razem wchodziłem w japonkach, dopiero później kupiłem sobie skarpety neoprenowe. Stopniowo wydłużałem czas, aż do około 15 minut. Klasyczne morsowanie odbywa się boso przy zanurzeniu po szyję- tłumaczy.


Najniższa temperatura wody z jaką miał do czynienia wynosiła około 3 stopnie Celsjusza. Ale nie to jest najgorsze. Gorzej jest kiedy wieje wiatr, bo organizm szybko się wychładza przed wejściem do wody.

- Mało komfortowe uczucie- zapewnia.


Granice wyznacza … głowa.

Do morsowania nie trzeba mieć specjalnych predyspozycji. Kąpią się osoby „wiekowe”, dzieci, a nawet kobiety w ciąży. Ważne, aby wcześniej skonsultować się z lekarzem. Choć taka forma aktywności przynosi wiele korzyści, może okazać się przy niektórych schorzeniach niebezpieczna, np. przy problemach z układem krążenia. Najstarszy w ich grupie liczy 80 wiosen. Najmłodsi są 11-letnia Hania oraz 7-letni Franek, którego zwerbował tata-mors. Hanka swój debiut zaliczyła mając 9 lat. Franek dopiero się rozkręca.

- Generalnie każdy może spróbować. Organizm sam zweryfikuje długość kąpieli. Bywało, że ktoś wszedł do pasa i po chwili wycofał się. Nie wytrzymała głowa. Na początek wystarczą maks. 3 minuty. Zanurzamy się do wysokości piersi. Bardziej zaawansowani robią tzw. reset i zanurzają się całkowicie.


Zwarty i gotowy jak mors

Bardzo ważne jest co na siebie włożymy przed kąpielą. Niezbędna jest luźna termiczna odzież. Kluczem jest rozgrzewka. Trzeba uważać, aby się nie spocić tuż przed wejściem do wody. Po kąpieli potrzebne są ciepłe, luźne ciuchy, by szybko się przebrać. Kolejny punkt to skarpety neoprenowe. Pod stopy po wyjściu z wody kładziemy karimatę. No i oczywiście termos z ciepłą herbatą.

- Na rozgrzewkę wykonujemy tabatę przy muzyce, która towarzyszy nam podczas całego rytuału. Po wyjściu z wody, przebraniu się i wypiciu herbaty znowu rozgrzewka,np. bieg, aby pobudzić zmarznięte organy wewnętrzne. Ja często w domu dogrzewam się gorącym prysznicem.


Lodowate SPA

Udowodniono, że ta metoda hartowania daje ciału niesamowite korzyści. Wpływa min. korzystnie na kondycję skóry, poprawia przemianę materii, krążenie i przede wszystkim uodparnia organizm.
 

- Jeśli chodzi o mnie, stawiam na regenerację mięśni. Poza tym, przez długie przebywanie w klimatyzowanych pomieszczeniach często rano budzę się z katarem i bólem głowy. Dzięki lodowemu SPA wszystko puściło- zapewnia.

W Pabianicach może być już nawet około 300 morsujących. Grupa z O co biega, do której należy Robert nie jest jedyną w Pabianicach. Zrzesza ona nie tylko amatorów zimnych kąpieli, ale także biegaczy i zwolenników nordic-walking.
Początkowo wchodzili do wody po 2, 3 osoby. Grupa stopniowo powiększyła się do 40 osób. W czasie WOŚP było nawet 65. Przez jakiś czas, gdy zakaz kąpieli w Lewitynie był konsekwentnie egzekwowany, część ludzi zniechęciły dojazdy do innych miejscowości. Ci konsekwentni korzystają do dziś ze zbiorników Grabi (Kolumna) lub jeżdżą w gościnę do morsów z Konstantynowa, gdzie warunki są na „wypasie”. Do dyspozycji mają tam namiot-przebieralnię, a nawet komercyjną saunę, w której można robić napary z olejków zapachowych.

- Polecam, mimo że jest ruch „jak na Piotrkowskiej”. Łodzianie też się zjeżdżają, bo poza Arturówkiem nie mają zbiornika wodnego- zachęca.

Kilka dni temu do naszych morsów dotarły dobre wieści. Rozmowy z „górą” okazały się owocne i na określonych warunkach znowu mogą korzystać z rodzimego akwenu.

Hartowanie na wesoło

Starają się uciec przed monotonią urozmaicając spotkania. Układają wesołe piosenki, urządzają wigilię w przeręblu, a nawet Sylwestra. W zeszłym roku udało im się popłynąć promem na zlot do Szwecji, gdzie zjechało kilkaset morsów i fok z różnych stron Polski.

Każdy nowy członek grupy przechodzi ślubowanie. Wymyślili w tym celu „uroczyste czapowanie”, czyli przyznanie czapy morsa.

- Chcieliśmy jakoś wyróżniać się spośród wszystkich grup, więc zakupiliśmy kolorowe nakrycia głowy. Rozchodzą się w szybkim tempie- zapewnia.

Sezon kończą w lany poniedziałek polewając się wzajemnie dużą ilością wody.