W latach 50. pabianicka jednostka Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO) była najlepszym oddziałem w województwie.

„W związku z koniecznością wzmożenia walki z bandytyzmem, rabunkami oraz dla wzmocnienia ochrony spokoju publicznego, Rada Ministrów poleca zorganizować przy Milicji Obywatelskiej ochotnicze oddziały rezerwy MO” – tak brzmiała uchwała rządu powojennej Polski z 21 lutego 1946 roku.
Odtąd osiłki w wymiętych prochowcach, beretach i mocno sfatygowanych oficerkach miały prawo lać nieposłusznych obywateli, tropić tych, którzy myślą inaczej niż towarzysz Stalin albo tęsknią do przedwojennej Polski. „Już od pierwszych chwil formowania się władzy ludowej w naszym kraju nowy aparat państwa musiał toczyć ostrą walkę z bandytami podziemia oraz z kontrrewolucją burżuazyjno-obszarniczą” – nieco inaczej ujmowały to gazety z końca lat 40.
Pabianiccy ormowcy byli zazwyczaj prostymi robotnikami fabrycznymi, nierzadko analfabetami. Wielu z nich ledwie sprowadziło się do miasta – z okolicznych wiosek. W kwietniu 1946 r. nowo postała organizacja liczyła 180 ochotników. By jako tako ją odziać, władze powołały Komitet Obywatelski dla Umundurowania ORMO. Tenże urządzał… loterie fantowe. W ten prosty sposób, kupując losy (nagrodą był chociażby rower), mieszkańcy Pabianic fundowali ormowcom kalesony, portki, płaszcze, onuce i buciory.
A ormowcy odwdzięczali się bez reszty. Ramię w ramię z milicjantami organizowali zasadzki na pijanych rowerzystów i woźniców. Albo tropili złodziei węgla, przy torach kolejowych czyhających na transport ze Śląska. Albo wtapiali się w tłum podczas manifestacji patriotycznych, zwłaszcza 3 maja i 11 listopada. Ich zadaniem było „namierzanie” liderów demonstracji oraz tych, którzy nieśli transparenty albo – nie daj Boże -krzyczeli: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Po zlokalizowaniu „wichrzycieli”, ormowcy wyciągali ich z tłumu i wlekli do komendy milicji. Bywało, że po drodze bili, kopali, ubliżali. Bo przecież mieli władzę!
W latach 1947-1948 pabianicki oddział ORMO ścigał „bandę Murata”, grasującą w powiatach: wieluńskim, łaskim i sieradzkim. Murat (Jan Małolepszy) nie był bandytą – to ostatni komendant Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Po wypędzeniu hitlerowców, nie wyszedł z lasu. Powód? Nie ufał Rosjanom i polskim komunistom, którzy obiecywali tu raj na ziemi. Nie złożył broni. Choć od śmierci Małolepszego minęły już 62 lata (został pojmany i skazany na karę śmierci), Murat wciąż jest postacią kontrowersyjną. Jedni uważają go za bohatera narodowego, inni za watażkę i bratobójcę.
Pabianiccy ormowcy wieczorami jeździli wojskowymi ciężarówkami za Łask. Na skraju lasu mieli wyznaczone stanowiska bojowe. Gdy żołnierze i milicjanci przeczesywali zarośla w poszukiwaniu „bandy Murata”, ormowcy wyłapywali tych „zdrajców”, którzy chyłkiem chcieli się z lasu przedostać do wsi. Po nocnej służbie ochotnicy wracali do fabryk.
Pod wodzą K. Chrzanowskiego pabianiccy ormowcy zasłynęli nie tylko dzielnie ścigając Murata. Według Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej, w latach 50. jednostka znad Dobrzynki była najlepsza w województwie łódzkim.
Największe osiągnięcia w walce z szajkami złodziei i chuliganów mieli (według ówczesnych gazet): komendant Włodarczyk, A. Rychter, S. Frontczak, Sz. Kurowski, B. Karmelicki, A. Skonieczny, M. Konarski, S. Borowiec, A. Grabarczyk, J. Beze, M. Moryc, F. Maciaszczyk.
Marianowi Konarskiemu, Stefanowi Borowcowi i Adamowi Skoniecznemu tak mocno spodobała się robota w ORMO, że poszli służyć w milicji.

 

 


Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej (ORMO) w latach świetności liczyła około 400.000 osób, rekrutowanych głównie z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. ORMO używane było do „zwalczania wrogiej dywersji i propagandy we wszelkich ich formach”.
Umundurowanie ormowców było niemal kopią mundurów wojsk lotniczych. Dystynkcje nosili na wypustkach kołnierza. Nie były one związane ze stopniem (w ORMO nie było stopni), lecz z pełnioną funkcją. Na głowach ormowcy nosili błękitne berety. W czasie „akcji” zakładali kaski motocyklowe z napisem „ORMO”. Bili pałkami, bo nie mieli pozwolenia na broń palną. Nosili kajdanki, miotacze gazu.
Ormowcy nie dostawali wynagrodzenia. W sporadycznych przypadkach komendanci wojewódzcy MO dawali im nagrody za udane akcje. Działacze ORMO starali się o dodatki do rent i emerytur. Ale bezskutecznie.