Miał nagle mnóstwo wolnego czasu, a jego kalendarz formatu XL był pusty. Oprócz świąt i dat ważnych dla rodziny nie było w nim innych zapisów.
 
– Na początku wszystkie dni były do siebie podobne – mówi Dychto. – Wstawałem rano, robiłem śniadanie dla siebie i żony. Nie podawałem go Ewie do łóżka. Czekało na stole.
 
Oglądał telewizję, ale głównie programy przyrodnicze i podróżnicze. Polityka go nie interesowała.
 
– Unikałem i unikam “Wiadomości”, “Faktów” i tym podobnych  programów informacyjnych – dodaje.
 
Zimą Dychto wychodził z łopatą przed dom i sprzątał śnieg z chodnika.
 
– O ile napadało, ale w tym roku zima była dla nas łaskawa – dodaje.
 
Próbował odbierać wnuczęta z przedszkola, ale dzieci mu zabroniły. Zatrudnienie jako zaopatrzeniowca dała mu żona. W soboty prezydent chodzi na ryneczek z listą zakupów sporządzoną przez małżonkę.  
 
Zrobił już gruntowny porządek w piwnicy domu. Opróżnił ją z niepotrzebnych gratów i poukładał to, co może kiedyś się przyda.
 
Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu Życia Pabianic