„Panie Prezydencie! Jestem mieszkanką tego miasta i z żalem patrzę, jak ono umiera, bez zakładów pracy i żadnych perspektyw (...). Zapraszam Pana na ulicę św. Rocha 21, aby zobaczyć kamienicę od 40 lat niemalowaną, bałagan na podwórku – krzewy obcięte i liście leżą do tej pory pod murami” – to jeden z listów, jakie niemal codzienne dostaje prezydent Pabianic, Zbigniew Dychto.

Przychodząc rano do pracy w ratuszu, Dychto sprawdza zawartość skrzynki „Listy do prezydenta”, zawieszonej przy drzwiach urzędu. Drugi raz zagląda do skrzynki, gdy kończy urzędowanie.

- Kluczyk mam cały czas przy sobie, bo jest przyczepiony do kluczyka samochodowego – pokazuje prezydent.

Mieszkańcy proszą prezydenta o remonty wskazanych przez nich ulic i chodników: „Witam Panie Prezydencie. Pragnę zwrócić Pana uwagę na ulicę Wyspiańskiego” – pisze pabianiczanin. „Moim i nie tylko moim zdaniem cała ulica Wyspiańskiego jest bardziej naruszona zębem czasu, niż ostatnio remontowana ulica Waryńskiego, ale dobrze wiemy, że przy naszej ulicy nie ma żadnych miejskich urzędów. Jednakże nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, gdyż przy naszej, nader wymęczonej ulicy, w przynajmniej trzech blokach mieszka około 500 rodzin, a dla ilu rodzin remontowano ulicę Waryńskiego? (...). Z poważaniem, Michał”.

 

NIECH PAN POMOŻE!

Prezydent dostaje też listy z prośbami o zajęcie się sprawami osobistymi. „Zwracam się z gorącą prośbą do Pana Prezydencie o interwencję w sprawie mojej sąsiadki (podano imię i nazwisko sąsiadki). Obecnie wyżej wymieniona leży po trzecim udarze mózgu na neurologii w naszym szpitalu. Kobieta ta w obecnym stanie nie jest przygotowana do samodzielnego życia, a szpital nie rokuje jej rehabilitacji i odsyła ją do domu. Zaznaczam, że kobieta ta ma zagwarantowane miejsce w Domu Pomocy Społecznej, lecz ciągle przesuwają termin przyjęcia. Kobieta ta pozbawiona jest jakiejkolwiek opieki przez samobójczy czyn syna” – pisze pabianiczanin.

Na tego rodzaju listy Dychto reaguje „od ręki”. Jeśli w liście jest numer telefonu nadawcy, dzwoni. Na listy anonimowe nie odpowiada, bo jak?

Bywa, że anonimowi autorzy listów mają pretensje do prezydenta: „Jest mi bardzo przykro, że zwracając się do Pana trzykrotnie na piśmie przez włożenie do skrzynki „Listy do Prezydenta” nie zareagował Pan na moje słuszne zgłoszenia. Dotyczyły wystającego żelaznego pręta na chodniku przy Orlej (rynek), o który potknęłam się ja i do dzisiaj odczuwam bóle, jak również co dzień targowy obserwowałam, jak potykają się, a nawet przewracają przechodnie. Od lutego 2012 roku pisałam do Pana 3-krotnie w odstępach miesiąca, bo nie wiedziałam, gdzie zgłosić, komu to podlega. Zero reakcji z Pana strony. W związku z powyższym zadaje pytanie: w jakim celu wisi ta skrzynka? Miałam o Panu zawsze dobre zdanie, ale nie wiem, czy nie zmienię, jeśli tak Pan potraktuje mnie jeszcze raz”.

- Kilkoro autorów listów wielokrotnie pisze o tym samym. Chyba mają nadzieję, że w ten sposób będą skuteczniejsi – mówi Dychto.

Najbardziej uparty jest anonim, który napisał siedem listów: „Panie Prezydencie. Proszę obejrzeć stan chodnika na ul. Łaskiej - odcinek między Tkacką a Toruńską (przystanek tramwajowy). Mieszkańcy”.

Z wielu listów wylewa się gorycz i żal do prezydenta: „Panie Prezydencie, zwracam się ostatni raz do Pana o ten chodnik na ulicy Szarych Szeregów od Ośrodka Szkolenia do Robotniczej, po stronie nieparzystej (...). Na odpowiedź nie czekam”.

Bywa, że listy kończą się życzeniami: „Życzę zdrowia i wielu sił do przezwyciężania trudności życiowych i szacunku od ludzi”.

W kilku listach była prośba o pomoc w znalezieniu pracy. Ich nadawcy uznali, że prezydent miasta może więcej niż urząd pracy.

 

STAROSTO DROGI, WEŹ SIĘ ZA DROGI

Znacznie rzadziej piszemy do starosty. Głównie donosy: „Proszę o natychmiastowe podjęcie działań i przeprowadzenie kontroli w sprawie przerwania Bezprawia dokonywanego przez Wójta Gminy Lutomiersk, Tadeusza Borkowskiego, łamiącego Prawa i Przepisy, który w dniu 18.04.2012 r. w godzinach porannych zlikwidował zdrój uliczny w Lutomiersku na ul. Dąbrowskiego i Moniuszki, niezbędny w tej części Lutomierska. Zdrój ten, z którego wielu mieszkańców pobiera wodę, jest potrzebny i niezbędny, i był użytkowany przez ok. 40 lat, a zlikwidowany znienacka w godzinach porannych w podanym dniu, bez zgody i wiedzy mieszkańców i użytkowników tego zdroju, narusza przepisy Prawa Samorządowego, którym jednym z głównych przepisów i obowiązków Gminy jest zapewnienie mieszkańcom dostępu do wody pitnej z wodociągu” – to fragment jednego z donosów do starosty.

Autorzy listów donoszą na urzędników i sąsiadów.

- Jeden ma szambo, a drugiemu czuć przykrymi zapachami. Ktoś postawił coś nielegalnie – treści tych listów streszcza starosta Krzysztof Habura. – Albo ktoś chce otynkować ścianę, ale ma dom zbudowany w granicy. Żeby mógł tynkować, musi wejść na podwórko sąsiada. A sąsiad się nie zgadza.

Najczęściej poruszany temat to drogi w Pabianicach i powiecie. O ich kiepskim stanie albo o hałasie i czyhających niebezpieczeństwach piszą zwłaszcza mieszkańcy domów przy ulicach Orlej, Wileńskiej i 20 Stycznia.

Do skrzynki starosty wpadają też listy od mieszkańców miast, osad i wsi w naszym powiecie. Piszą ludzie z Dobronia, Ldzania, Leszczyn i Róży. Ale najwięcej jest listów od mieszkańców ulicy Szkolnej w Ksawerowie i tych, którzy mają domy przy drodze Lutomiersk –Aleksandrów.

Listy do starosty są rejestrowane w jego kancelarii. Starosta ma obowiązek na nie odpowiedzieć.