W środę przy ul. Kamiennej młody mężczyzna pobił i skopał starszego pana. Agresor to dobrze znany mieszkańcom ul. Kamiennej sąsiad - Paweł. Dlaczego uwziął się na starszego człowieka? Bo ten zwrócił mu uwagę.

- Często odwiedzam tu znajomą. Znam tego młodego człowieka. Tego dnia zwróciłem mu uwagę, bo zrzucał z okna jakieś rzeczy. Poprosiłem, żeby tego nie robił, bo komuś przez przypadek zrobi krzywdę – opowiada poszkodowany.

To rozwścieczyło chłopaka. Zbiegł na dół.

- Zaczął mnie wyzywać, za chwilę uderzył. Gdy się przewróciłem, zaczął mnie kopać – dodaje staruszek.

Starszy mężczyzna stracił przytomność. Ocknął się dopiero w karetce pogotowia. Do agresywnego sąsiada przyjechali policjanci.

- Na nagraniu widać, jak ten człowiek uderza głową staruszka o beton – mówi jedna z sąsiadek.

Młody mężczyzna jest też znany innym mieszkańcom ul. Kamiennej. Z ich relacji wynika, że to nie pierwsza taka niebezpieczna sytuacja z jego udziałem. Inne dziwne zachowania chłopaka także widać na monitoringu.

- Żyjemy tu w strachu. On jeśli nie atakuje innych, to im ubliża – mówią sąsiedzi. - Boimy się, że albo nas zabije, albo wysadzi kamienicę w powietrze.

Poszkodowany starszy pan przebywa teraz w szpitalu. Skarży się na bóle głowy.

Policja prowadzi śledztwo w sprawie tego pobicia. Dziś miał wybrać się tu dzielnicowy.

- Cały dzień na niego czekałem. Nie było go u mnie - mówi sąsiad. - Podobno odwiedził jedną z sąsiadek. Starsze panie boją się tego mężczyzny. Mamy nagrania monitoringu i dowód na to, co się tu u nas wyprawia. On wreszcie kogoś zabije.

Druga z sąsiadek też nie poszła do pracy.

- Spotkałam dzielnicowego na ulicy. Bo do mnie nie raczył wejść. Od męża to nawet telefonów nie odbiera - mówi kobieta.

Około 17.00 na Kamienną przyjechało dwóch policjantów. Wzięli nagranie z monitoringu.

Od 15 września mieszkańcy składają skargi na policję. Byli w prokuraturze. Nikt im nie pomógł.

- Policja nam nie pomaga. Nie możemy na nich liczyć - mówi sąsiadka. - 3 tygodnie temu wzywaliśmy policję, nie przyjechała. Cztery tygodnie temu wzywaliśmy, nie przyjechała. Mamy dość. Będziemy słać skargi wyżej i dalej. To się musi skończyć. Tak żyć się nie da.

Według sąsiadów mężczyzna zachowuje się dziwnie.

- Oczy ma mętne, wygląda na pobudzonego. Nie śmierdzi alkoholem - mówi sąsiad. - Mówi nam, że nic mu nie zrobimy, bo leczy się na schizofrenię. Ostatnio rzucał siekierą w drzwi do komórki, a my akurat za chwilę musieliśmy wyjść z domu i iść do pracy. Baliśmy się, czy zamiast w drzwi, nie rzuci w nas. Nie wiemy, co bierze, ale po tym czymś dostaje szału. Strzela z wiatrówki, rzuca siekierą. Raz wyrzucił drzwi od mieszkania przez okno. Rozbiły się na podwórku.

- Policjant nam powiedział, że gdyby spadły na ulicę, to by była dla nich sprawa. Ale spadły na podwórko wspólnoty. To możemy sobie z powództwa cywilnego go skarżyć - mówi kolejna z sąsiadek.

Wieczorem w czwartek bardzo się ożywił. Nie krył zadowolonej miny. Wykrzykiwał na podwórku: "Ura bura, szef podwóra, hura!".