W piątek o godz. 19.15 trzydziestu strażaków pożarnych wyruszyło do Dobronia, by szukać zaginionej kobiety. Wyszła z domu około 18.00. Chciała iść na spacer. Choć była pod opieką zięcia, tak kluczyła uliczkami, że uciekła. Wtedy rodzina zawiadomiła policję.

To 42-letnia mieszkanka Dobronia. Widziano ją ostatni raz na osiedlu za szkołą podstawową. Po godzinie 21.00 do akcji wkroczyli strażacy z trzema psami. Czwartego psa przywiozła policja. Kolejne przyjechały jeszcze z Aleksandrowa i Łodzi. W sumie było 6 psów z przewodnikami.

- Mogę tylko potwierdzić, że szukamy kobiety - mówił dyżurny policjant.

Szukało jej ponad 100 osób. Śmigłowiec nie wystartował, bo nie miał noktowizora. Dlatego strażacy i policjanci przeczesywali pieszo metr po metrze całą okolicę. Najpierw byli przy oczyszczalni ścieków w Dobroniu. Wrócili. Potem poszli w stronę Orpelowa, wrócili. W stronę Markówki. Sprawdzali wszystkie ślady, rowy melioracyjne, opuszczone domy. Psy poprowadziły ich... do jej domu. Ale tu jej nie było.

O uciekinierce powiadomiono PKP, kierowców autobusów PKS.

- Są obawy, że kobieta chce popełnić samobójstwo. Mogła wejść na tory i próbować się zabić. Tak wynika z listu, który zostawiła w domu - mówi jeden z poszukiwaczy. - Wcześniej leczyła się psychiatrycznie i już podejmowała takie próby samobójcze.

Akcja zakończyła się o godz. 0.30. Taką decyzję podjęła policja. Kobiety nie odnaleziono.