547. pielgrzymka na Jasną Górę wkroczyła do miasta punktualnie o 18.45. Pątnicy dostawali kwiaty i gratulacje. 

- Witamy ich dobrym słowem i radością - powiedziała pani Henryka. 

Jak co roku, były łzy wzruszenia. Mimo że za nimi 120 kilometrów drogi powrotnej, na ich twarzach widać było uśmiech. 

- Dałyśmy radę i bardzo się z tego cieszymy - mówiły Dorota Brych i pani Maria. - Było ciężko, ale jest to tak piękne przeżycie duchowe, że warto iść. 

Z Pabianic do Częstochowy wyruszyło 360 pątników. Wracało jedynie 150. 

- Zwykle tak jest, że większość ludzi idzie tylko w jedną stronę, a później wraca do swoich obowiązków. Cieszę się jednak, że potrafią tak się zorganizować, żeby iść - mówił ks. Paweł Kutynia. 

- Szłam w jedną stronę, bo musiałam wracać do pracy w poniedziałek. Mimo to jeszcze tego samego dnia już po pracy dojechałam do Częstochowy i uczestniczyłam w nocnym czuwaniu. Niestety, we wtorek rano znów musiałam wracać do Pabianic. Ale cieszę się, że byłam i jestem dumna z tych wszystkich moich znajomych, którzy również wracali - mówi Aneta Świątek, pątniczka. 

Niektórzy szli pierwszy raz, dla innych była to już któraś z rzędu wędrówka do Matki Boskiej Częstochowskiej. 

- To moja trzynasta pielgrzymka. Będę brać w nich udział, dopóki będę mogła - powiedziała Joanna Wlaźlak. 

- Szedłem dziewiąty raz. Jak zawsze było wspaniale - stwierdził Sławomir Lucjan Szczesio. 

Pielgrzymi na moment zatrzymali się przed cmentarzem. To tradycyjne miejsce powitania. Tutaj mieszkańcy wręczali im kwiaty. 

- Najważniejsze, że nasza pielgrzymka wróciła szczęśliwie - podsumowała pani Bogusia. 

Więcej o powrocie pabianickiej pielgrzymki przeczytasz w najbliższym, wtorkowym wydaniu "Życia Pabianic".