Bartuś chorował na bardzo rzadki złośliwy nowotwór – neurobastomę IV stopnia. Miał przerzuty. Lek, który mógłby mu pomóc, nie jest refundowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Dlatego rodzice chłopca organizowali zbiórki pieniędzy.

- Choroba została wykryta w sierpniu 2017 roku. Jest to zdradliwy nowotwór, który nie daje żadnych objawów. Gdy został wykryty, były już przerzuty – opowiadał Sebastian Pawlak, tata chłopca.

Na leczenie potrzebny był 1.000.000 zł. Akcje organizowali znajomi i przyjaciele rodziny. W nagłośnienie akcji włączyła się również Fundacja Krwinka, której chłopiec był podopiecznym.
19 marca dotarł lek, który miał uratować mu życie. Po pierwszej dawce Bartuś zwymiotował. Przed podaniem drugiej dawki leku dostał również środek przeciwwymiotny. Okazało się, że jest już za późno. Chłopiec zmarł 20 marca o godz. 19.00.