Pierwsza pabianicka wyprawa w Himalaje wyrusza z PTTK-u przy Zamkowej. Do Nepalu lecą przez Moskwę, Delhi i Katmandu.

- Będą cztery przesiadki – wylicza Romuald Simura, który namówił kolegów na wyprawę. - Byłem rok temu w Indiach i wybrałem się do Nepalu. Zakochałem się w Himalajach i postanowiłem tam wrócić.

W wyprawie oprócz Simury (nauczyciela „wuefu” w Gimnazjum nr 1) biorą udział: Mariusz Wierzejski (właściciel firmy hydraulicznej), Jacek Piasecki (dyrektor firmy zajmującej się finansami), Robert Zybert i Maciej Zybert (właściciele firmy poligraficznej), Zygmunt Szmidt (nauczyciel geografii w I Liceum Ogólnokształcącym), Paweł Znyk (doktor psychologii) i Jakub Kaczorowski (były sekretarz powiatu).

- Wszyscy kochamy góry. Od wielu tygodni spędzamy weekendy w górach, żeby przygotować się do wyprawy – mówi pan Zygmunt. - Czego się boję? Że nie dam rady.
Wylądują w Katmandu. Stamtąd polecą maleńkim samolotem przez góry do miejscowości Lukla, gdzie zaliczą najmniejsze lądowisko świata. Już samo lądowanie będzie ekstremalnym przeżyciem.

- Oglądamy na YouTube jak tutaj lądują – śmieje się pan Robert.

Potem będą już tylko szli. Na ich trasie jest Namche Bazar, Tengboche, Dingbawe, Lubuche (4.930 m) i Gorak Shep. Ta ostatnia osada jest na 5.160 metrach i leży na dnie wyschniętego jeziora. Tutaj zatrzymają się na 3-4 dni i będą robić wypady po okolicy. Ich celem jest Kala Pattar (5.545 metry) - najlepszy punkt widokowy na Himalaje. Zobaczą jak na dłoni Mont Everest, a w dole ogromny lodowiec Khumbu.

- Czy to nam się uda, zależy od aklimatyzacji. Jej brak objawia się bólem głowy, nudnościami. Będziemy tak szli, żeby na noc schodzić tysiąc metrów w dół, wtedy nie powinniśmy mieć kłopotów z aklimatyzacją – uważa Simura.

W tej części świata leży 9 spośród 14 najwyższych szczytów ziemi przekraczających wysokość 8.000 m.

Trzy z nich leżą całkowicie w granicach Nepalu (Manaslu, Annapurna i Dhaulagiri), cztery na granicy nepalsko-tybetańskiej (Cho Oyu, Everest, Lhotse i Makalu), jeden na granicy z Indiami (Kangchendzonga) i jeden na terytorium Tybetu niedaleko od granicy Nepalu (Shisha Pangma).
W wysokich partiach Himalajów późną jesienią i zimą panuje arktyczny klimat. Temperatura spada nawet poniżej minus 40 stopni Celsjusza. Nasza ekipa będzie tam na przełomie października i listopada. W Katmandu, skąd wyruszą, będzie od 8 do 21 stopni. Ale w Namche Bazar może być od minus 3 do 8 stopni.

- Pewnie w pierwsze dni będziemy zmieniać kilka razy mokre od potu koszulki, by po kilku dniach już nosić ciepłe kurtki. Ale najważniejsze są buty – mówi pan Zygmunt.

Jak na komendę wyciągają z plecaków trekingowe buty.

- Są ubłocone, bo ciągle chodzimy. Docieramy je, żeby nie obcierały nas nogi – tłumaczy się z błota na butach pan Mariusz.

Spodnie i kurtki są przeciwwietrzne. Będą ich chroniły też przed zimnem.

- Bierzemy zupy, suche kiełbasy, batony energetyczne, czekoladę – wylicza Simura. - Jedzenie nie jest drogie. Tam tylko woda im wyżej, tym droższa.

Za półtoralitrową butelkę wody w Katmandu płacił 10 rupii. Cztery tysiące metrów wyżej ta sama butelka zdrożała na 200 rupii. Wyliczyli, że ten wyjazd razem z biletami na samoloty będzie ich kosztował po 6.000 zł na głowę.

- To i tak tanio, bo wykupując taką wycieczkę w biurze zapłacilibyśmy dwa razy tyle – przelicza pan Jacek.

Na przewodnika i tragarzy nasi też mają przeznaczone pieniądze. Po górach poprowadzi ich Szerpa. Do Pabianic planują wrócić 18 listopada.