Przez dziesięć miesięcy śledczy z Pabianic szukali dowodów morderstwa. Sąsiedzi byli przekonani, że Arleta popełniła samobójstwo.

- Kiedyś chciała do wanny z wodą wrzucić suszarkę do włosów. Prąd by ją poraził. Ciągle mówiła, że się zabije - zeznała w sądzie jej koleżanka.

Policja nie miała wątpliwości, że dziewczyna została zamordowana.

- Sama nie mogła owinąć głowy czterdziestoma zwojami taśmy klejącej. To niemożliwe - mówi śledczy z dochodzeniówki.

Policja najpierw podejrzewała brata Arlety: 33-letniego Piotra Sylwestra B. Został zatrzymany. Ale śledztwo wykazało, że nie on jest zbrodniarzem.

Prokurator oskarża brata zamordowanej tylko o to, że zatarł ślady zabójstwa i nie wezwał policji. Piotr B. znalazł zwłoki siostry nazajutrz po zbrodni - wszedł do mieszkania Arlety, bo drzwi były otwarte. Gdy zobaczył martwą siostrę, wystraszył się. Był już dwa razy karany i bał się, że policja będzie go podejrzewać. Dlatego zamiast wezwać policję, wziął szmatę i starannie wytarł ślady na szklankach, kubkach. Oczyścił z odcisków palców nawet butelkę po wiśniówce, którą znalazł w koszu. Przetarł wyłączniki prądu i umył podłogę. W ten sposób usunął wszystkie ślady zbrodni. Potem klucz Arlety włożył do zamka od strony mieszkania, a swoim kluczem zamknął drzwi na zewnątrz. Dopiero nazajutrz poprosił sąsiadów, by pomogli mu wyważyć drzwi do mieszkania siostry.

- Mówił, że nie widział siostry od kilku dni. I, że nie wie, czy jej się coś nie stało. Nie mógł otworzyć drzwi, bo od środka tkwił klucz - zeznaje sąsiad z pierwszego piętra.

Razem z sąsiadem wyważyli śrubokrętem okno. Arleta leżała na łóżku. Była przykryta kołdrą. Dopiero wtedy brat wezwał pogotowie i policję.

Piotr B. najpierw przyznał się do winy, potem odwołał zeznania. Za utrudnianie śledztwa grozi mu 8 lat więzienia. W areszcie siedzi już rok.

Śledczy węszyli nadal. Przesłuchiwali sąsiadów ofiary, znajomych. Dowiedzieli się, że od dłuższego czasu Arleta mieszkała z Dariuszem B.

- Darek był w niej zakochany. Pomagał jej. Zawsze mogła na niego liczyć - mówi koleżanka Arlety.

Gdy straciła pracę w szpitalnej kuchni, on zarabiał na dom. Dzień przed morderstwem pokłócili się. Awantura była głośna. Słyszało ją kilka osób. Świadkiem była też matka Dariusza B. Arleta kazała chłopakowi zabierać manatki i wynosić się.

W dniu morderstwa Dariusz B. kilkakrotnie próbował spotkać się z Arletą. Kilka osób widziało jak pukał do drzwi, chodził wokół kamienicy, stał w bramie. Arleta nie chciała otworzyć. Rozżalony i porzucony narzeczony pił piwo z kolegą na podwórku kamienicy przy ul. Pięknej. Później przeniósł się do mieszkania drugiego znajomego. Około godz. 18.00 pojechał do Arlety na pożyczonym rowerze. Odgrażał się, że jeśli nie odda mu pieniędzy, zabije. Świadkowie zeznali, że wrócił po godzinie.

- Tylko osoba bardzo sprawna fizycznie, potrafiąca posługiwać się taśmą klejącą mogła tak dokładnie czterdzieści razy owinąć taśmę na ustach i nosie ofiary. Nie było załamań, nie było nacięć - wyjaśnia biegły psycholog Dariusz Piotrowicz. - To też dowód, że z ofiarą łączyła ich więź wręcz intymna.

Śledczy udowodnili, że szara taśma, którą uduszono Arletę, jest taka sama jak ta, której Dariusz B. używał w pracy do zaklejania pudełek.

- Mordercą jest mężczyzna blisko związany z ofiarą. Musiał znać jej mieszkanie, bo czuł się swobodnie - dodaje biegły psycholog Jan Gołębiowski.

Dariusza B. zbadali biegli psychiatrzy. Jest zdrowy psychicznie. Na przedramionach miał duże siniaki. Mogła je zrobić Arleta, broniąc się. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie.

- Jak sobie popił, to telewizor wyrzucił przez okno - przypomina sobie sąsiad z ulicy św. Rocha, gdzie Dariusz B. mieszkał z matką.

Badania lekarskie wykazały, że Dariusz B. jest uzależniony od alkoholu. W niektórych sytuacjach może reagować wybuchowo. Proces trwa.


***
Tragedia rozegrała się na parterze kamienicy przy ul. Pięknej 4. Morderca owinął twarz dziewczyny grubą taśmą klejącą. Chciał ją zabić, bo na głowę nawinął aż 40 zwojów. Ofiara nie mogła oddychać. Według biegłych sądowych, 25-letnia Arleta udusiła się 5 października zeszłego roku około godz. 19.00. We krwi miała 2,2 promila alkoholu. W jej organizmie nie stwierdzono śladu narkotyków.