W 1998 roku, w mieszkaniu przy ul. św. Jana od ciosów nożem zginął Andrzej Ł. Policja bezskutecznie szukała mordercy. Przed kilkoma dniami o kulisach tego śledztwa opowiadał w telewizyjnym programie „997” aspirant Dariusz Karpecki z pabianickiej policji.

– Po tym programie rozdzwoniły się telefony – mówi. – Dzwonili mieszkańcy Pabianic i policjanci z komend w Polsce, którzy mieli podobne przypadki. Zebraliśmy sporo nowych informacji. Teraz je sprawdzamy.

Policjanci mają nadzieję, że przy okazji uda się rozwikłać zagadkę śmierci Krystyny M., zamordowanej w 1992 r. Jej ciało znaleziono w domu przy ul. Zamkowej 20.

– W obu przypadkach morderca działał z niezwykłą brutalnością – mówi Karpecki. – Pastwił się nad ciałami swoich ofiar.

Obu zbrodni mógł dokonać ten sam sprawca.

– Myślę, że to był psychopata, na co dzień zupełnie „normalny” człowiek
– uważa aspirant. – Raz na jakiś czas budzi się w nim bestia. Wtedy morduje.

Zgasił cygaro

45–letni Andrzej Ł. został zamordowany w małym pokoju na poddaszu kamienicy przy ul. św. Jana 1. Mieszkał samotnie. Był rozwiedzionym tapicerem, pracował dorywczo. Miał ksywę „Uszczelka”, bo zajmował się uszczelnianiem drzwi i okien. Był cenionym fachowcem. Nie stronił od alkoholu.

– Zwykle ostrożny, ale kiedy miał kaca, otwierał drzwi każdemu, kto przyszedł z butelką – mówi aspirant.

Ciało „Uszczelki” znaleźli policjanci w piątek 25 września 1998 r.

– Prowadziliśmy dochodzenie w sprawie, w którą zamieszany był Andrzej Ł. – mówił komisarz Dariusz Zakrzewski. – Nie stawiał się na wezwania, więc funkcjonariusze poszli po niego.

– Chodziło o włamanie do sąsiedniego mieszkania – dodaje aspirant Karpecki. – Jego lokator był wówczas w więzieniu. Złodzieje okradli go doszczętnie. Mieliśmy podejrzenia, że Andrzej Ł. może znać sprawców.

Drzwi do mieszkania nie były zamknięte na klucz. W pokoju panował bałagan. Pod stertą starych gazet, ciuchów i mebli policjanci znaleźli martwego mężczyznę. Miał rozbitą głowę. Nie żył od kilku dni. Miał poderżnięte gardło, uszkodzoną tchawicę i przeciętą tętnicę szyjną. Morderca rozpruł mu brzuch i pokaleczył pośladki. Potem na ciało zwalił wszystko, co znalazł w mieszkaniu.

– W tym totalnym bałaganie zastanawiający był jeden szczegół – mówi policjant. – Mały stołek, na nim popielniczka i zgaszone cygaro. Wyglądało tak, jakby ktoś wypalił je już „po robocie”.

Przy zwłokach znaleziono 80 zł.

Morderca to bestia

Nieznane są też motywy morderstwa 43–letniej Krystyny M. Martwą kobietę znaleziono 13 marca 1992 r. Dzień wcześniej świętowała swe imieniny
w domu przy ul. Zamkowej 20.

– Nigdy nie miałem do czynienia
z podobnym okrucieństwem – stwierdził wówczas komisarz Ryszard Maciejak, który w policji kryminalnej przepracował 11 lat.

Krystyna M. miała rozprute krocze i podbrzusze. Morderca odciął jej sutki. Z rozkrojonego ciała wyrwał kawał żołądka i jelit. Zbrodniarz pozostawił odcięte sutki. Starannie ułożył je na pudełku papierosów, leżących na stoliku obok łóżka. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta została uduszona.

I ta zbrodnia nie została ukarana.