Rywalki z boiska i kibice rozróżniają je tylko po numerach na koszulkach, bo siostry są niemal identyczne. A braci walczących na macie kibice rozróżniają po kolorach strojów. Sportowcy - bliźniacy od lat są podporą pabianickich drużyn w rozmaitych dyscyplinach.

Sensacją na skalę ogólnopolską były niegdyś siostry Milena i Magdalena Włodarskie – koszykarki znad Dobrzynki, które z legendarną drużyną Włókniarza zdobywały medale mistrzostw Polski. Piotr i Paweł Bujalscy ponad 20 lat temu pomogli piłkarzom Włókniarza wywalczyć ostatni awans do drugiej ligi. W barwach Zjednoczonych sukcesy osiągały Justyna i Weronika Czajkówny oraz Julia i Małgorzata Strachowskie. Od lat pabianicki sport bliźniętami stoi. Teraz też. Oto dowód:

Będzie o nich głośno

Gdy siostry Włodarskie sięgały po koszykarskie laury, Martyny Dolewy i Weroniki Dolewy jeszcze nie było na świecie. Dziś skalą talentu i niesamowitą pracowitością dorównują bliźniaczkom Włodarskim.

Dolewówny mają po 14 lat i... dużo centymetrów. To u nich rodzinne. Starszy brat i wujek zaliczają się do „dwumetrowców”. Martyna i Weronika są podobne do siebie jak dwie krople wody.

- Kiedyś oglądający mecz starszy pan zaczął gorąco protestować, czemu zawodniczka zmieniła numer na koszulce – z uśmiechem wspomina Agnieszka Dolewa, mama sióstr. - A trenerka zmieniła jedną moją córkę na drugą...

Martyna i Weronika grają na skrzydłach w drużynach kadetek i juniorek. Już mają sporo sukcesów.

- Dostałyśmy powołanie do reprezentacji województwa, z którą podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w Giżycku wywalczyłyśmy brązowy medal – mówi Martyna. - Mnie wybrano do najlepszej piątki turnieju. Nasza gra nie uszła uwadze trenera reprezentacji i wkrótce do klubu w Pabianicach przyszło powołanie na zgrupowanie kadry Polski. Poinformowała nas o tym trenerka Marzena Głaszcz.

To właśnie „Jarzynce” siostry zawdzięczają niemal wszystko, czego się nauczyły na parkietach.

- Dołączyły do drużyny rok później, niż inne dziewczyny. Ale wykazały się rzadko spotykaną dziś ambicją: chodziły na treningi do rówieśników i do rok młodszej grupy, by szybciej „złapać” podstawy – wspomina Głaszcz. - Błyskawicznie dogoniły, a nawet przegoniły koleżanki.

Trenerce trafiła się grupa utalentowanych dziewczyn. Aż sześć z nich jest w kadrze województwa łódzkiego. Bliźniaczki stanowią o sile pabianickiej drużyny.

- Ich niewątpliwym atutem jest wzrost, wybieganie, dobre przygotowanie rzutowe, ambicja, pracowitość – wylicza trenerka. - Pod względem charakteru są właściwie jednakowe. Jak na siostry trochę... za mało się widzą i za słabo współpracują na boisku. Choć, gdy czasem wymyślą „swoją” akcję, to rywalki kręcą z niedowierzaniem głowami, że można było tak zagrać.

Weronika i Martyna uzupełniają się na boisku i poza nim. Jeśli dziś Martyna będzie najskuteczniejszą zawodniczką PTK, niemal w ciemno można obstawiać, że w następnym meczu najwięcej punktów rzuci Weronika.

- Da się zaobserwować taką prawidłowość – potwierdza trenerka Głaszcz.

Powołanie do kadry narodowej było dla nich niesamowitym bodźcem. Na zgrupowaniu w Centralnym Ośrodku Sportu w Cetniewie, tam gdzie trenują najlepsi polscy sportowcy, pabianiczanki znalazły się wśród 32 najlepszych dziewcząt z całego kraju.

- Treningi miałyśmy dwa razy dziennie. Dużo się nauczyłyśmy, przekonałyśmy się, że dalej chcemy grać w kosza – przyznaje Weronika. - Wyjazd na kadrę bardzo nas dowartościował.

Najważniejszą imprezą reprezentacji do lat 16 będą mistrzostwa Europy w 2017 r. Siostry spodziewają się powołań. W oficjalnym meczu jeszcze nie debiutowały, choć było blisko.

- Znalazłyśmy się w meczowej piętnastce – opowiadają. - Trener dał szansę gry dwunastu dziewczynom, ale nie nam.

Na trening zabrała je mama - cztery lata temu.

- Koszykówka nie przeszkadza im w nauce. Obie córki mają średnią powyżej 5,0 – mówi mama bliźniaczek. - Jednak po szkole i lekcjach liczy się tylko koszykówka. Jeździmy też na mecze Widzewa.

Siostry marzą o grze w ekstraklasie. Ich ulubione zespoły to Wisła Kraków i CCC Polkowice.

- Obie dziewczyny mają wielkie talenty, o których kiedyś usłyszymy –z pewnością w głosie prorokuje trenerka Marzena Głaszcz.

 

Być jak Roberto Baggio

- Wiesz, Jasiu, że dwie nasze dziewczyny: Błaszczyk i Owczarz, urodziły się tego samego dnia i w tym samym roku? – zauważył Marek Daroch, drugi trener PTC, wypisując meczowy protokół.

- Tak, wiem. Są bliźniaczkami – z uśmiechem odparł Jan Rykała, pierwszy trener „Perełek”, czyli piłkarek nożnych.

- To czemu mi tego nie powiedziałeś?! – zdenerwował się Daroch. A autobus z żeńską drużyną aż się zatrząsł od śmiechu.

Kibicowi trudno dostrzec, że Joanna Błaszczyk i Anna Owczarz są bliźniaczkami. To dlatego, że Asia ma na głowie efektownego irokeza, a Ania jest skromną blondynką. Futbol zaczęły trenować dopiero wtedy, gdy były „po trzydziestce”.

- Wcześniej chodziłyśmy na treningi szermierki, koszykówki i siatkówki. Tak się angażowałyśmy, że szkolne plecaki lądowały w kącie domu, bo po lekcjach liczył się tylko sport – opowiada Asia. - Mama kręciła nosem. W bloku miałyśmy koleżankę, która ciągnęła nas na treningi sekcji piłkarskiej Kolejarza Łódź. Mama się nie zgodziła. Pozostało nam rekreacyjne kopanie piłki.

Grały na podwórku albo szły pokopać na stadion. Pewnego dnia na boisku przy ulicy Sempołowskiej zauważył je trener Rykała. Zaproponował treningi w dopiero co zawiązanej drużynie.

- Gdy weszłyśmy do szatni, dziewczyny młodsze o kilkanaście lat nie wiedziały, jak do nas mówić – śmieje się Ania.

Siostry spełniły swe marzenie.

- W końcu kupiłyśmy porządne korki. Wcześniej pożyczałyśmy je od kolegów, bo byłyśmy dość rozrzutne i nie udawało się uzbierać na własne. Kiedyś tata obiecał nam, że jeśli uskładamy na jedną parę korków, to kupi nam drugą – wspomina Asia. - Nie dało rady. Ale to nie tata jest naszym największym kibicem, lecz brat Arek. Szkoda, że mieszka daleko i nie może przyjechać, by nam kibicować.

Mężowie bliźniaczek niechętnie spoglądali na nową pasję żon. Jednak szybko stali się kibicami, małżonek Asi jeździ za „Perełkami” na mecze.

Choć Ania jest starsza o dziesięć minut, więcej cech przywódczych ma Asia. To „Dżoana” została kapitanem PTC.

- Nigdy nie chciałyśmy ubierać się tak samo. Asia nosiła krótkie włosy, a ja lubiłam spódniczki – wspomina Ania. - Zawsze jednak byłyśmy za sobą, gdy działo się coś złego. Na boisku Asia oddaje rywalkom za faul na mnie, a ja za brzydkie sfaulowanie Asi.

Do sportu trafiły dość późno, ale szybko się w nim odnalazły.

- Na początku miałyśmy takie zakwasy w mięśniach, że nie dawało się chodzić – mówi Asia. - Ale organizm szybko przyzwyczaił się do wysiłku.

- A ja dzięki piłce nauczyłam się robić szpagat – chwali się Ania.

W oficjalnym meczu piłkarskim pierwsza zagrała Asia, pierwsza też zdobyła bramkę - z rezerwami UKS-u Łódź. Teraz siostry chcą wprowadzić PTC do drugiej ligi pań.

- Nasz idol to Roberto Baggio – są zgodne. - Asia lubi też Davida Beckhama, Ania stawia na Neymara.

Po pracy w ich domach króluje futbol. Gdy odbijają piłkę na podwórku, sąsiedzi zza płotu z uznaniem biją brawo.

Talent do piłki i zawziętość obie córki mają po mamie.

- Gdy mama była w ciąży, grała z nami w piłkę, stała na bramce. Raz porządnie oberwała piłką w ręce. Wytrzymała. Dopiero, gdy akcja przeniosła się pod bramkę przeciwnika, mama popłakała się z bólu... - opowiada Asia.

 

Trzeba gasić światło

W najmłodszych grupach zapaśników PTC trenują dwie pary bliźniąt: Tomasz i Paweł Pomorscy oraz Łukasz i Piotr Jarzębscy. Ci drudzy mają po siedem lat, ale na macie ćwiczą już od dwóch. Pasją do zapasów zaraził ich tata, Piotr, i dwa lata starszy brat, Mateusz.

- Trenowałem zapasy i rugby w łódzkich Budowlanych. Najpierw zaprowadziłem moich chłopców na rugby, ale byli za mali – opowiada tata bliźniaków. - Dzięki sąsiadowi, Andrzejowi Skrzydlewskiemu (legenda pabianickich zapasów, brązowy medalista olimpijski z Monachium – grz.), wiedziałem, że dzieci w tym wieku mogą próbować sił w PTC.

Łukasz i Piotr szybko złapali bakcyla. Mają niewyczerpane pokłady energii.

- Lubimy walkę, rzuty przez biodro, salta, dosłownie wszystko – wylicza Łukasz. - Uwielbiamy to.

Przychodzą kilkanaście minut przed treningiem. Po zajęciach zostają w sali przy Gdańskiej.

- Żeby wreszcie skończyli ćwiczyć i poszli do szatni, trzeba zgasić im światło – śmieje się tata.

Chłopcy startują w turniejach, przywieźli już kilkanaście medali.

- Nasze pierwsze poważne zawody były w Sieradzu – opowiada Piotr junior. - Lubimy jeździć na turnieje i walczyć z chłopcami z innych klubów.

Z reguły organizatorzy turniejów ustawiając „drabinkę” walk, wystawiają braci przeciw sobie. Sędziowie mogą ich odróżnić po kolorze strojów, bo na pierwszy rzut oka bliźniacy są identyczni.

- Na treningach wszyscy ich mylą, bo moi synowie mają niemal identyczny sposób walki, stosują podobne chwyty – wspomina tata. – Gdy się urodzili, żona i ja mieliśmy problemy, by ich rozróżnić. Z pomocą przychodził starszy syn, który bez mrugnięcia okiem odróżniał Łukasza od Piotra.

Chłopcy robią psikusy nauczycielom, zamieniając się rolami w szkole.

- Na szczęście nie krzyczą na nas, ale śmieją się z tego – mówi Łukasz.

Rodzice zauważyli, że synowie zachowują się podobnie.

- Mają podobne charaktery, podobne odczucia i sposób myślenia – twierdzi tata.

Bliźniacy bardzo dobrze się uczą w podstawówce w Ksawerowie. Są grzeczni, bo wyżywają się na zapaśniczych treningach. Idą w ślady starszego brata - prymusa.

- W swojej kategorii wiekowej zaliczają się do krajowej czołówki – dodaje tata.

Trójka braci Jarzębskich jest podporą drużyny, która z każdych zawodów dzieci przywozi wór medali.

 

 

Najsłynniejsi bliźniacy w historii sportu:

Steve i Phil Mahre – amerykańscy narciarze alpejscy, mistrzowie świata i medaliści olimpijscy (Lake Placid 1980, Sarajewo 1984).

Daniel i Henrik Sedin – szwedzcy hokeiści od 14 lat grają w jednym klubie NHL, Vancouver Canucks.

Bob i Mike Bryant – najlepszy obecnie tenisowy debel świata, wicemistrzowie olimpijscy z Londynu (2012).

Frank i Ronald de Boer – holenderscy piłkarze, z Ajaxem Amsterdam triumfowali w Lidze Mistrzów (1995).

Michał i Marcin Żewłakowowie – polscy piłkarze, reprezentanci kraju podczas Mistrzostw Świata w 2002 roku w Korei i Japonii.