Władze miasta muszą się gęsto tłumaczyć przed prokuratorem i sądem. Na zeznania biegał nawet prezydent - Jan Berner. Prokurator i policja wzywają ich co parę dni. Dlaczego? Bo znowu trzeba zatrzymywać lawinę błędów, krętactw, niekompetencji.

Tym razem "bohaterem" jest były wiceprezydent Pabianic - Marek Błoch. Prokuratorowi donieśli na niego radni miejscy.

- Nie ma możliwości umorzenia postępowania - stwierdził Krzysztof Ankudowicz, szef pabianickiej prokuratury.

Akt oskarżenia jest gotowy. Wkrótce trafi do Sądu Rejonowego.

Błoch jest oskarżony o to, że od stycznia do czerwca zeszłego roku przekroczył uprawnienia i naraził kasę miejską na stratę co najmniej 100.000 zł. Był wtedy wiceprezydentem.

Wcześniej radni dali mu zgodę na prace projektowe jednego bloku komunalnego, który miał stanąć przy ul. Moniuszki 4-12. W budżecie miasta zarezerwowali na to 3 miliony zł. Ale Błoch nie liczył się z radnymi. Samowolnie zmienił plany. Kazał przygotować dokumentacje dla aż 4 bloków przy Sienkiewicza. Na dodatek bez przetargu! W czerwcu 2004 roku Błoch zawarł z Inwestprojektem w Łodzi umowę, naruszającą "prawo o zamówieniach publicznych" - twierdzi prokurator.

Projektant wycenił prace na 200.000 zł. Gdyby miasto zgodziło się na to, co chce Błoch, rachunek za budowanie 4 bloków sięgałby aż 11 milionów zł (a nie 3 mln zł). Na szczęście radni połapali się w krętactwach Błocha.

- Nie mając żadnego umocowania prawnego, oskarżony podjął decyzję o rozszerzeniu zakresu inwestycji projektowej powodując późniejsze odrzucenie przez Radę Miejską, podwyższenie wartości budowy do 11 mln zł i bezzasadny wydatek 100.000 zł - pisze oskarżyciel.

Błoch nie przyznaje się do winy. Skorzystał z prawa odmowy składania wyjaśnień.

Wyjaśnienia przed prokuratorem złożyli natomiast wysocy rangą urzędnicy miejscy z prezydentem Janem Bernerem na czele. Przesłuchując Bernera, prokurator dowiedział się, że prezydent ma mgliste pojęcie o budowaniu bloków i bezgranicznie wierzył Błochowi.

- Błoch sam o wszystkim decydował - stwierdziła Jadwiga Dąbrowska, była kierowniczka Wydziału Gospodarki Komunalnej i Inwestycji.

Nieprawidłowości długo nie zauważyła skarbniczka miasta - Elżbieta Tkaczuk. Wpadła na to dopiero wtedy, gdy w planach budżetowych zwiększano wartość inwestycji z 3 do 11 mln zł.

Przy okazji wyszedł na jaw kolejny dowód braku kompetencji prezydenta. Wiesław Majewski - radca prawny Urzędu Miejskiego, zaprzeczył informacjom Jana Bernera, jakoby podpis radcy prawnego gwarantował prawidłowość zawartej umowy.

- Stwierdzał tylko brak uchybień prawnych - tłumaczy mecenas.

To zdumiewające. Na początku kadencji Jana Bernera Życie Pabianic zapytało go, czy nie obawia się kompromitacji z powodu nieznajomości prawa. Prezydent odparł wtedy, że po to zatrudnia jeszcze jednego zaufanego prawnika. Wkrótce pracę w Urzędzie Miejskim dostała łódzka prawniczka Irena Zirk-Sadowska. Co robiła, gdy Błoch kręcił prezydentem - tego zapewne nie wie nawet... prezydent.


***
My ostrzegaliśmy

Już trzy lata temu Życie Pabianic przestrzegało, że powołanie Marka Błocha do ratusza to wpuszczanie lisa do kurnika. Ale nie cierpiący krytyki prezydent Berner połapał się dopiero rok temu. Wtedy ze zdumieniem (kolejnym!) dowiadywał się o mocno podejrzanych wyczynach swego zastępcy. Była to próba budowania horrendalnie drogiego bloku komunalnego. Błoch chciał także oddać pabianickie wodociągi w obce ręce. Dopiero wtedy stracił stanowisko. Ale prezydent Berner wciąż nie wyciągnął mądrych wniosków albo brakowało mu elementarnej konsekwencji. A Marek Błoch? Dostał doskonale płatną posadę dyrektora Zakładu Wodociągów i Kanalizacji.