W środę rano Marek Błoch został wezwany do komendy policji. Przyjechał, ale się spóźnił. Minę miał nietęgą.

- Jest podejrzewany o to, że przekroczył uprawnienia, gdy był wiceprezydentem Pabianic - mówi prokurator Krzysztof Galar.

W komendzie Błoch usłyszał zarzuty.

- Zlecił wykonanie planu architektonicznego dla budynku mieszkalnego przy ulicy Sienkiewicza w zakresie nieprzewidzianym przez Radę Miejską. Nie ogłosił przetargu na projekt, przez co naraził miasto na stratę nawet stu tysięcy złotych - wylicza prokurator Galar.

Życie Pabianic pierwsze napisało o tym, że Błoch chciał budować przy ulicy Sienkiewicza najdroższy blok komunalny w Polsce. Za 83 mieszkania planował zapłacić z kasy miejskiej aż 11 milionów zł (prawie 2.900 zł za metr kwadratowy podłogi!). Za takie pieniądze można kupić mieszkanie w bardzo drogiej stolicy. Nasza gazeta podniosła alarm ("To śmierdzi korupcją" - artykuł z 21 grudnia zeszłego roku).

O tym, że mamy budować najdroższy w Polsce blok, radni dowiedzieli się nagle na grudniowym spotkaniu w Urzędzie Miejskim. Do tej pory wiedzieli, że budynek przy Sienkiewicza ma kosztować zaledwie 3 miliony zł.

Mimo to Błoch jak taran dążył do celu. W lokalnym tygodniku wykupił ogłoszenie za pieniądze Urzędu Miejskiego. Napisał w nim apel do mieszkańców: "Ile naprawdę będzie kosztował blok komunalny". Ale prawdy było w nim tyle, co kot napłakał. Urząd Miejski zapłacił za apel Błocha prawie 1.000 zł.

Po kilku alarmujących artykułach w naszej gazecie władze miasta spuściły z tonu. W ciągu miesiąca koszt budowy bloku nagle zmalał aż o dwa i pół miliona zł.

- Albo ktoś nie umie liczyć ile ma kosztować budynek, albo próbował nas oszukać - denerwował się Krzysztof Habura, radny miejski. - To kpina z mieszkańców Pabianic.

- Mieliśmy budować blok za trzy miliony złotych. Skąd się wziął pomysł na droższy blok? - dziwił się głośno Grzegorz Mackiewicz, radny miejski.

Protesty radnych Błoch miał za nic. Bez zgody Rady Miejskiej zlecił robienie dokumentacji koszmarnie drogiego bloku. Na dodatek dokumentację techniczną (za 207.000 zł) kazał robić bez przetargu. Szybciutko rozpisał też dwa przetargi (9 listopada i 25 listopada zeszłego roku) na budowę drogiego bloku, zamiast planowanego przez radnych bloku za 3 miliony zł. Radni byli oburzeni.

- To skandal! Co ten człowiek wyprawia?! On jawnie łamie prawo - grzmiał Leszek Maliński, radny miejski.

26 stycznia Maliński złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Dochodzenie trwało 10 miesięcy. Prokurator znalazł dowody, że rację miała nasza gazeta i radni miejscy. Śledztwo zakończy się za miesiąc. Wtedy akt oskarżenia przeciwko Markowi Błochowi powinien wpłynąć do sądu.

Błoch nie jest już wiceprezydentem Pabianic. W maju został odwołany. Ale nie spadł boleśnie. Dostał ciepłą posadę dyrektora Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Prezydent Jan Berner odesłał go tam z pensją 6.200 zł - mniejszą od prezydenckiej zaledwie o 200 zł.

Informację o prokuratorskich zarzutach wobec Błocha Urząd Miejski przyjął z właściwą sobie wyrozumiałością.

- Nie ma powodu, by prezydent odwołał Marka Błocha ze stanowiska dyrektora Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. Dopiero trwa dochodzenie - oświadczył Wojciech Janczyk, rzecznik prezydenta.

Pod wszystkimi umowami i przetargami, którymi zajął się prokurator, oprócz podpisów wiceprezydenta Błocha, są podpisy prezydenta Jana Bernera.


***
Batem po łapach

Jest nadzieja, że arogancki i przebiegły Błoch wreszcie zapłaci za swe wyczyny w Urzędzie Miejskim. Do rachunku prezydent Berner powinien mu doliczyć tysiąc złotych za ogłoszenie w gazecie, które jedynie kompromitowało władze miasta.