ad

W końcu stycznia 1945 r. mieszkańcy naszego miasta zabrali się za powojenne porządki. 23 stycznia Jan Kałużny dostał tam pracę. Zapłatą był chleb i rąbanka.
- Moim zadaniem było zbieranie z okolic dworca trupów ludzi i koni. Trwało to tydzień – opowiada.
Na dworcu już krzątali się doświadczeni kolejarze: dyżurni ruchu, zawiadowcy, służby drogowe. Do sprzątania zgłosiło się trzydziestu młodych mężczyzn.
- Później uruchamialiśmy parowozy, montowaliśmy tory. Zajęcia było w bród – dodaje Kałużny.
W maju 1945 r. Jan Kałużny dostał skierowanie na kurs telegrafistów. Potem przez dwa lata pracował na stacji Dobroń. Stamtąd poszedł do służby w Pabianicach i na łódzkich dworcach.
- W latach 1945-1950 Związek Radziecki wykradł z Polski wszystko, co się dało: słupy trakcyjne, linie energetyczne, nawet wagony i całe pociągi – wylicza pabianiczanin. – Musieliśmy budować wszystko od zera.
Na stacji w Dobroniu wszystkie prace wykonywał jeden kolejarz. Kałużny był więc kasjerem, dyżurnym ruchu, strażnikiem bezpieczeństwa podróżnych i chodzącą informującą o odjazdach pociągu.
Kolejarze mieli służbowe mundury. Kałużny nosił granatowy mundur z czerwoną czapką.
- Nie wolno było nosić prywatnego ubioru. Wszystko dostałem od kolei – opowiada.
Jak wtedy wyglądała stacja w Dobroniu?
- Jeszcze zanim zacząłem pracować tam w 1941 r., musiał wystarczyć stary wagon, w którym urządzono pomieszczenia stacji. W 1941 r. Niemcy postawili budynek – mówi.
Wcześniej pociągi przez Dobroń jeździły tylko jednym torem. Z Łasku do Pabianic kursowały bez przystanku. Dopiero w 1941 r., kiedy zbudowano stację w Dobroniu, zatrzymywały się na niej.
W Dobroniu nie było megafonów. Kolejarz maszerował peronem i głośno zapowiadał przyjazd pociągu.
- Pasażerowie czekali na pociąg, a ja wychodziłem z budynku i mówiłem im, dokąd ten pociąg jedzie. Tak to wtedy wyglądało – opowiada Jan Kałużny.
Na pabianickim dworcu z początku XX w. początkowo pociągi kursowały też po jednym torze. Nie było peronu pierwszego przy torze czwartym.
- W tym miejscu rosły piękne kasztanowce – wspomina Kałużny.
Na dworcu w Pabianicach Jan Kałużny pracował w 1951 r. Układano wtedy nowe torowiska. Były już dwa tory parzyste i trzy tory nieparzyste.
- Od Warszawy przez Łódź do Wrocławia była nieparzysta numeracja torów. A do Warszawy prowadziły tory parzyste – opowiada kolejarz. – Tak jest do dziś.
Wagony towarowe i osobowe były ciągnięte przez potężne parowozy. Osiągały prędkość 90 km/h. Z dworca Łódź Fabryczna do Warszawy kursował super express, który tę trasę (około 133 km) pokonywał w zaledwie godzinę i 20 minut.
- Nigdy potem żaden pociąg elektryczny czy spalinowy nie dorównał tamtemu – twierdzi kolejarz.
Podróżowało się byle jak.
- Pociągi były ohydne – opowiada Jan Kałużny. – W wagonach typu towos do siedzenia były tylko drewniane ławki. Ludzie jeździli tymi towarowymi wagonami, dlatego bo na cały pociąg jedynie dwa-trzy wagony były osobowe.
Towosy były drewnianymi wagonami towarowymi, pospiesznie przerobionymi na osobowe. Na bokach miały jedynie po dwa małe okna. Podróżni jechali nimi pod dachem, ale bardzo niewygodnie.
Wagony towarowe z węglem lokomotywy przyciągały do nas z Karsznic. Wtedy do akcji wkraczała kolejowa służba manewrowa: ustawiacz i dwóch manewrowych. Ich zadaniem było ustawianie wagonów na bocznicach - do wyładunku.
- Własną bocznicę miały Pabianickie Zakłady Przemysłu Bawełnianego (późniejszy Pamotex). Wyładowywano na niej tysiące ton miału do fabrycznych kotłowni.
- Na bocznice zakładów chemicznych przychodziły cysterny z chemikaliami - opowiada pan Jan. – Była też bocznica węglowa i bocznica Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Na tej ostatniej rozładowywano skrzynki z tanim winem owocowym do pabianickich sklepów.
Stacje kolejowe były połączone drutami telegrafów. Dyżurni ruchu porozumiewali się alfabetem Morse’a.
Od 1956 r. polska kolej była podporządkowana wojsku. Najmniejsze usterki były skrupulatnie rejestrowane. Natychmiast interesował się nimi prokurator.
- Mało kto wtedy sam się zwalniał z pracy. Jak miałeś robotę na kolei, to już zwykle na całe życie – wspomina Kałużny.
W latach 60. zaczęto wycofywać niewygodne towosy. Nowe wagony robiono wtedy we Wrocławiu. Parowozy ustępowały miejsca lokomotywom elektrycznym. W nagłych przypadkach kolejarze używali motowozów – spalinowych pojazdów szynowych.
Nowe pociągi były szybsze (do 120 km/h). Czas podróży zależał też od technicznego stanu torowiska.
- W wielu miejscach tory były zrujnowane – opowiada pan Jan.
Bilety trzeba było wypisywać ręcznie. Były to tak zwane bilety blankietowe. Kilka lat później wprowadzono bilety kartonowe, które wypisywała kasjerka. W latach 60. do Pabianic przywieziono pierwsze automaty do biletów. Stały w holu stacji.
- Do automatu wrzucało się monety, a automat wydawał bilet – opowiada kolejarz.
Kałużny musiał robić zestawienia kasowe. Codziennie liczył, ile biletów sprzedano pasażerom.
Niebawem pojawiły się wagony pocztowe. Zgodnie z przepisami, wagon pocztowy jechał pierwszy za lokomotywą.
- W latach 60. przez Pabianice przejeżdżał Leonid Breżniew – opowiada Kałużny. – Zatrzymałem pociąg w Pabianicach, bo akurat pękła szyna. Widziałem jak Breżniew wygląda przez okno wagonu.
Breżniew jechał wtedy specjalnym pociągiem do Wrocławia, gdzie spotkał się z załogą fabryki wagonów kolejowych.
Sekretarz generalny radzieckich komunistów nie był jedyną „figurą” oglądającą Pabianice z poziomu torów kolejowych. Przez nasze miasto przejeżdżali też marszałkowie Polski: Konstanty Rokossowki i Michał Rola-Żymierski.
- Ja ich przepuszczałem – dodaje kolejarz Kałużny.
Na kolei Jan Kałużny pracował 40 lat. Wielokrotnie był odznaczany. Pamięta, że w każdą drugą niedzielę września hucznie wyprawiano Dzień Kolejarza.
Od 1946 r. kolejarze byli już wynagradzani pieniędzmi. 
- Dawali nam po 150 zł na miesiąc. Bardzo mało – żali się Kałużny.
W 1963 r. kolejarz Kałużny zarabiał 10.000 zł. Po wymianie pieniędzy było to nowe 1.000 zł.
- Zawsze zarabialiśmy mniej, niż w innych zakładach pracy. Kolej była utrzymywana jako wojskowość – opowiada Kałużny. – Dostawaliśmy mundury i darmowy węgiel.
------------------
Co tydzień w papierowym Życiu Pabianic znajdziecie stronę poświęconą historii naszego miasta