ad
Prokurator będzie musiał zdecydować, czy był to nieszczęśliwy wypadek spowodowany niezwykłym zbiegiem okoliczności, czy czyimś niedbalstwem.

- Przesłuchaliśmy świadków, zebraliśmy dowody rzeczowe. Materiały przekazaliśmy już prokuraturze - mówi Andrzej Baczyński z pabianickiej policji.

Tam, gdzie skonała Ola, palą się znicze, leżą czerwone róże.

W sobotni poranek nad kwiatami stał młody, krótko ostrzyżony brunet. To chłopak Oli.

- Była piękna - tyle zdołał wyszeptać przez zaciśnięte zęby.

- Co ona przeżyła? Nie zdążyła nic przeżyć! Miała tylko 19 lat… - szlocha koleżanka. - Chodziła do technikum ogrodniczego w Ksawerowie. Byłaby w ostatniej klasie.

- Kto za to odpowie? - pytają sąsiedzi. - Gdyby zginęła córka premiera, a nie dziewczyna z drewniaka w Pabianicach, pewnie już mielibyśmy winnych.

W piątek Ola spieszyła się do domu na urodziny brata - bliźniaka. Niosła tort. Mieszkała w drewnianym budynku pod numerem trzecim. Biegła ulicą Piękną w strugach deszczu. Burza rozpętała się znienacka i deszcz lał niemiłosiernie. Całą szerokością Pięknej płynęła woda. Od drzwi domu Olę dzieliło zaledwie kilkanaście metrów. W strugach wody nie zauważyła, że z drzewa zwisają zerwane przewody elektryczne. Były pod napięciem. Przewody owinęły się na nogach biegnącej dziewczyny. Ola upadła z krzykiem.

Ludzie wezwali pogotowie ratunkowe. Karetka przyjechała tak szybko jak tylko mogła. Dojazd utrudniała burza. Na ulicach w wielkich kałużach unieruchomionych było mnóstwo samochodów.

- Chciałem biec do niej, ale ktoś krzyknął, że tam wciąż jest prąd - opowiada doktor Piotr Marciniak z pabianickiego pogotowia.

Gdy monterzy z pogotowia elektrycznego odcięli dopływ prądu, na pomoc było za późno. Olę poraził prąd o napięciu 400 voltów.

- Zginęła na miejscu - mówi doktor.

Wkrótce na ulicy Pięknej pojawili się policjanci i prokurator.

- Te kable zrywają się nie po raz pierwszy - mówi mieszkanka ulicy Pięknej. - W ubiegłym roku poraziły psa. - Teraz też dzwoniliśmy do elektrowni. Meldowaliśmy, że kable iskrzą. A oni przyjechali dopiero, jak to się stało.

- Wszystkie rozmowy telefoniczne do pogotowia energetycznego są nagrywane na magnetofon - zapewniono nas w biurze rzecznika prasowego Łódzkiego Zakładu Energetycznego. - Jeśli były informacje o iskrzących przewodach na Pięknej, to je odtworzymy. Dyspozytor nie lekceważy takich wiadomości.

W elektrowni za tragiczny wypadek winią burzę, jaka rozpętała się nad Pabianicami.

- Wiatr targał gałęziami drzewa, a te przewodami elektrycznymi. Kable w końcu się zerwały - tłumaczą.

Gałęzi, w których były przewody, nie przycinano, bo ŁZE nie może tego robić między marcem a listopadem.

Dopiero po tragedii w Pabianicach szefowie ŁZE podjęli decyzję o zorganizowaniu przetargu na firmę, która zajmie się przycinką gałęzi, które rosną za blisko przewodów elektrycznych.