- Góry starych ciuchów wygrzebanych na śmietnikach sięgały sufitów - mówi Andrzej Piechocki, prezes spółdzielni mieszkaniowej. - Na szczęście, właściciel mieszkania pozwolił je wywieźć. Bez jego zgody nie moglibyśmy nic zrobić.
W poniedziałek rano do mieszkania 77-letniego Eugeniusza B. przy Trębackiej 9 weszła ekipa, która przeprowadziła dezynfekcję.
- Pierwsi byli tu strażacy, bo lokatorzy wezwali ich do pożaru - opowiada prezes.
To było w sobotę 9 czerwca około 16.00.
- Spaliło się mięso w garnku, ale było spore zadymienie - opowiada strażak. - Weszliśmy do mieszkania i zamarliśmy. Trudno było przejść.
Garnek ugasili, a o zagrożeniu pożarowym zawiadomili administrację osiedla.
Pół godziny później pod blokiem zjawili się pracownicy w roboczych kombinezonach i rękawiczkach. Eko-Region postawił ogromny kontener. Zapełniono go dwa razy po same brzegi starymi ciuchami, dywanikami, kapciami, popsutymi zabawkami, parasolkami. Była nawet metalowa tara do prania, lampa z abażurem i przebita dętka rowerowa. Akcja trwała kilka godzin, bo robotnicy musieli robić przerwy, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Smród był ogromny.
Z dwóch pokojów i komórki wywieźli 40 metrów sześciennych takich śmieci. Nie udało się im wypędzić stada much ani zlikwidować obrzydliwego zapachu unoszącego się na klatce schodowej.
- Na długo wystarczy tego porządku - powątpiewają sąsiedzi. - Wystarczy jej tydzień, żeby na nowo zapełnić to mieszkanie. W taki sam sposób "urządziła" swoje mieszkanie na Bugaju.
- Nie może tak być, żeby jedna kobieta terroryzowała kilkanaście rodzin - denerwuje się sąsiad z trzeciego piętra. - Kiedy jej nie było, to był porządek.
76-letnia żona Eugeniusza B. od lat znosi do mieszkania przedmioty wygrzebane w śmietnikach.
- Od jakiegoś czasu tak się jej porobiło w głowie - tłumaczy mężczyzna. - Chodziłem do policji, lekarzy. Nikt nie chce mi pomóc. Przecież nie wystawię jej za drzwi i nie zmienię zamków.
- Niech nie opowiada, jak mu ciężko - denerwują się sąsiedzi. - Nic nie robi, żeby to zmienić. Ona nie jest tu zameldowana. Niech wraca na Bugaj. Nie chcemy jej w naszym bloku.
- Będziemy dążyli do tego, by umożliwić wszystkim lokatorom mieszkanie w godnych warunkach - obiecuje prezes Piechocki. - Państwo B. łamią prawa obowiązujące w spółdzielni. Wystąpimy przeciwko nim na drogę sądową.