W wielu szkołach sklepiki w tym roku nie ruszyły. Tam, gdzie sprzedawcy postanowili prowadzić biznes dalej, półki świecą pustkami. Większość produktów, które dotąd były „najbardziej chodliwe”, teraz jest na liście zakazanych. 

Od 1 września w sklepikach szkolnych uczniowie kupują tylko zdrową żywność. Na półkach, zamiast czekoladowych batoników, stoi kefir i zsiadłe mleko. Nie będzie już fast foodów, a bułki z białej mąki zastąpione są pieczywem razowym lub pełnoziarnistym. W kanapce nie ma tłustej wędliny, a jedynie chuda szynka. Dostępne są zbożowe produkty śniadaniowe, warzywa, owoce i orzechy.

Problem w tym, że rozporządzenie dokładnie określa zawartość tłuszczu, soli i cukru w produktach dopuszczonych do sprzedaży, a nawet wielkość porcji. Takich, które spełniają te wygórowane wymagania, jest niewiele. 

- Tak naprawdę mam teraz kilka produktów do wyboru. Owoce były tutaj zawsze, więc ich sprzedaż zapewne pozostanie na stałym poziomie. Jest jogurt naturalny i kefir, bo owocowego być nie może. Są wafle ryżowe i chrupki kukurydziane, ale tylko naturalne. Nie może być chrupek o smaku truskawkowym czy czekoladowym.

- Uczniowie pójdą więc szukać tego, czego brakuje, do pobliskich sklepów – uważa Danuta Ograbek, właścicielka sklepików szkolnych w I Liceum Ogólnokształcącym i Zespole Szkół nr 3.

Sprzedawcy tłumaczą, że mają problem ze znalezieniem odpowiedniego pieczywa czy twarożku, które spełniałyby wymogi. 

Każdego dnia w sklepiku z owoców sprzedają się średnio: 3 jabłka, 2 banany, 1 gruszka i 1 nektarynka. Owoce są po złotówce. 

Podobnie jest z napojami. W szkole uczniowie kupią jedynie wodę mineralną lub naturalnie wyciskane soki. Nie ma kolorowych napojów. Sklepikarze musieli zrezygnować nawet ze smakowych wód, bo te zawierają barwniki, konserwanty i glukozę. 

- Sklepiki szkolne nie mają szans na utrzymanie się przy takich restrykcyjnych wytycznych – twierdzi Ograbek. - Ja swoje zamierzam prowadzić do końca tego miesiąca. Jeśli okaże się, że będą wprowadzone jakieś zmiany na korzyść sklepikarzy, to spróbuję do końca roku kalendarzowego. 

Sami uczniowie też nie są zadowoleni ze zmian. 

- Kupowałem w sklepiku codziennie różne rzeczy. To były pączki, kanapki, napoje. Od początku roku nie kupiłem nic, bo nie ma tam czegoś, co chciałbym zjeść. A do picia jest tylko woda - mówi Grzegorz Czajkowski, uczeń Zespołu Szkół nr 3. 

- Kupiłem zdrową kanapkę. Smakowała nie najgorzej, ale była droga. Zapłaciłem za nią cztery złote - dodaje Dawid Chmurski. - Poza tym nie ma tam prawie nic, co lubiłem jeść.

Obecnie w sklepiku w Zespole Szkół nr 3 znajdziemy: kanapki z ciemnego pieczywa (4 zł), wafle ryżowe (1,50 zł), chrupki kukurydziane (1,50 zł), kefir (2,50), musy owocowe w różnych smakach (2 zł), soki Tarczyn pomarańczowy i jabłkowy (2 zł), sok warzywny i sok Hortex multiwitamina (2 zł), soki Kubuś (2 zł), woda mineralna (1,50 zł). 

 

Uczniowie się buntują

- Najbardziej ubolewam nad tym, że nie ma już zapiekanek i tortilli. W sklepiku były też zupy typu gorący kubek albo kawa – mówi Natalia Grala.

W wielu pabianickich szkołach sklepiki szkolne z początkiem września nie ruszyły. Tak jest w Szkole Podstawowej nr 13 i w Gimnazjum nr 3. 

- Od zawsze funkcjonował sklepik w naszej szkole – mówi Włodzimierz Stanek, dyrektor Gimnazjum nr 3. - Ostatni ajent był tu dziesięć lat. Po przeliczeniu, czy to się będzie kalkulować, nie zdecydował się otworzyć sklepiku w tym roku. Szukaliśmy chętnych, ale kolejne osoby też uznały, że to się nie opłaca. Nikt nie jest filantropem.

Nie ma też sklepiku w Szkole Podstawowej nr 3. Tutaj uczy się ok. 1.000 dzieci. 

- Tęsknią – obserwuje Waldemar Flajszer, dyrektor SP 3.  - Nasz ajent chciał go otworzyć, ale problem polega na tym, że w hurtowniach nie ma produktów spełniających normy określone przez ministerstwo. Innymi słowy – sklepikarze nie mają czego sprzedawać. 

Brak szkolnego sklepiku to spory kłopot. Uczniowie narzekają na to, że nie mogą kupić nic do picia. Stanek liczy na to, że w gimnazjach władze miejskie zamontują poidełka. Tak jest w szkołach podstawowych. Jeśli tak się nie stanie, w szkole stanie automat, w którym będzie można kupić wodę. 

Uczniowie z Zespołu Szkół nr 3 przygotowali petycję skierowaną do ministra zdrowia. Zbierali podpisy we wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych. 

- Do szkoły ponadgimnazjalnej chodzą tak naprawdę dorośli ludzie. Chcemy sami decydować o tym, co wybieramy do jedzenia. Przede wszystkim nie chcemy, żeby zamknięto nam szkolny sklepik, bo jego prowadzenie już się nie opłaca – mówi Justyna Marczyńska, z samorządu szkolnego ZS 3.

Głos w tej sprawie zabierają również rodzice. 

- Chcemy, żeby nasze dzieci jadły zdrowo, tylko, że zostało to wprowadzone zbyt drastycznie - mówi mama uczennicy z ZS 3. - Można ograniczyć pewne rzeczy, ale trzeba zaoferować coś w zamian. 

W Szkole Podstawowej nr 1 i nr 9 sklepików nie ma od kilku lat. W "jedynce" rok temu wprowadzono automat. Działa do dziś. 

- Trzeba w nim było jedynie zmienić nieco asortyment - twierdzi Anna Leśniak, dyrektor SP 1. - Dzieci z tego korzystają, jedzą i piją to, co jest. Wybór jest rzeczywiście niewielki. 

Z prowadzenia sklepiku wycofał się ajent w Szkole Podstawowej nr 14. 

- Jeśli rodzice będą chcieli, żeby sklepik był, to będziemy szukać osoby, która podejmie się prowadzenia - mówi Elżbieta Habura, dyrektor SP 14. 

Z tygodniowym opóźnieniem ruszył sklepik w Szkole Podstawowej nr 17. Dlaczego? Bo właścicielka szukała w hurtowniach produktów, które mogłaby sprzedawać, aby nie łamać nowego prawa. Sklepik otworzyła, choć nie wie, czy będzie w stanie go utrzymać. Sprzedaje w nim sałatki owocowe, owoce na sztuki, wafle ryżowe, kanapki z ciemnego pieczywa i dozwolone napoje. 

- Pani musi już zamawiać więcej sałatek, bo ma sporo chętnych. Dzieci mają tak, że lubią wydawać pieniądze i jeść. Mimo, że im ograniczono asortyment i tak kupują to, co jest – dodaje dyrektorka „siedemnastki”.