W piątek o godz. 21.45 doszło do wypadku w Porszewicach. Jadący renault megane od Pabianic w stronę Konstantynowa mężczyzna wyprzedzał kolumnę samochodów jadących za autobusem. Było w niej około 10-15 aut. Wyprzedził wszystkich i autobus. Jechał bardzo szybko. Nagle stracił panowanie nad autem. Na "zakręcie śmierci" w Porszewicach wyleciał z drogi. Pojechał prosto i uderzył w drzewa. Dachował. Ma obrażenia głowy i złamaną w nadgarstku lewą rękę.
 
Uderzenie było tak silne, że urwał przednie koło z zawieszeniem. Odleciało od auta na 50 metrów. Z koła odpadła opona i poleciała w stronę lasu - około 100 metrów.
 
Świadkowie wypadku wysiedli z aut i wyciągnęli kierowcę z samochodu. Miał pokrwawione dłonie. Auto nadaje się do kasacji. Na szczęście jechał sam, bo po miejscu pasażera nie ma śladu.
 
- Mówił, że spieszył się do domu, do dziecka - mówi jeden ze świadków wypadku. Na miejsce wypadku przyjechała żona.
 
Są wozy straży pożarnej z Pabianic, OSP Górka Pabianicka, dwa pogotowia Falck i policja.
 
Przyczyna wypadku to niedostosowanie prędkości do warunków jazdy.