ad
Ostatnio brzydki zapach rozszedł się po Bugaju i między domami przy Jasnej, Polnej i Jutrzkowickiej. Było to 12 sierpnia. Rano śmierdziało w okolicach ulicy 20 Stycznia, Myśliwskiej i Jankego. Po południu przykry odór poczuli mieszkańcy Jutrzkowickiej.
 
- Smród znad rzeki Pabianki nadal aktualny. Tym razem ten niemiły zapach był bardzo intensywny. Pojawił się w piątek wieczorem od godz. 19.30 – informuje pani Anna z ulicy Polnej. - Wcześniej też było czuć, ale nie tak silnie jak w piątek. Aż mnie rozbolała głowa.
 
Ten dziwny smród zmusza mieszkańców do zamykania okien.
 
- W Bychlewie jest ogromne gospodarstwo rolne. Rolnik ma tam hodowlę świń. Gdy wyrzuca obornik na pole, wtedy śmierdzi nawet w Pabianicach – mówi Andrzej Śmiechowicz, powiatowy inspektor weterynarii.
 
W piątek oburzeni pabianiczanie dzwonili do Straży Miejskiej i do Powiatowego Inspektora Weterynarii. Szukali pomocy w walce ze smrodem.
Choć wszystkim mieszkańcom Bychlewa i okolicy smród przeszkadza, nie mogą nic zrobić.
 
- Podpisywaliśmy petycję w szkole – mówi mieszkająca tutaj kobieta. - Dzieci nie mogą wyjść na boisko, bo śmierdzi. Okna w szkole nie da się otworzyć.
 
W gminie jest uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego, według którego mogą tu być budowane domy jednorodzinne i może też być prowadzona działalność rolnicza, nawet uciążliwa.
 
Ten plan zagospodarowania przestrzennego Bychlewa radni uchwalili w 2004 roku. 
 
- Rolnik po wywiezieniu obornika i rozsypaniu go po polu ma obowiązek w ciągu 24 godzin pole zaorać – tłumaczy Agnieszka Pietrowska, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miejskim. - My nie możemy na tym terenie nikomu nic zakazywać ani kontrolować. Ale wysłaliśmy pisma, w których prosimy okolicznych rolników, by jak najszybciej zaorali pole, na które wywieźli obornik.
 
Podobny problem był w Dłutowie, gdzie jest jeszcze większa chlewnia.
 
- Ale tam właściciel chlewni, nie chcąc uprzykrzać życia sąsiadom, zainwestował w preparat z aktywnymi mikroorganizmami. Wtedy wywieziony obornik aż tak mocno nie śmierci – wyjaśnia Śmiechowicz.