Największy zarobek był przed dniem Wszystkich Świętych. Ponad 20 dzieciaków handlowało na cmentarzu piaskiem, zniczami, chorągiewkami.

- Przez trzy dni na piasku zarobiłam dwieście złotych - cieszy się 12-letnia Marta.

Tyle samo miała w kieszeni jej przyjaciółka Angelika. Obie mieszkają niedaleko cmentarza.

- Moi rodzice pracują, ale cieszą się, że ja też sobie zarabiam - mówi Angelika. - Pieniądze będą na pizzę, lepszy telefon komórkowy.

Dziewczyny brały piasek od hurtowego dostawcy, który kilkakrotnie podjeżdżał ciężarówką pod cmentarny płot. Przy rzece za wiadro piasku brał od dzieci półtora złotego. Kto zapłacił, ten ładował piach do wózka i jechał na cmentarz. Gdy mijał cmentarną bramę, wiadro piachu dwukrotnie drożało. Dzieci sprzedawały je za 3 zł.

- Może kurtkę sobie kupię na zimę lub buty? - marzy Marta, nie przestając wysyłać SMS-ów ze swojej “komórki”. - Na kartę do komórki też potrzebuję pieniądze.

Kto jest mały, ten załaduje jedynie dwa wiadra. Więcej nie uciągnie. Trzynastoletni Marcin i Michał są silni, brali więc po pięć wiader.

- Interes idzie coraz gorzej, bo ludzie sobie płytki kładą wokół grobów i nie chcą już piasku kupować - żali się Marcin. - W zeszłym roku więcej brali.

Najmłodsi nie uciągną wózka z piachem, sprzedają więc chorągiewki. Na każdej złotówce płaconej dostawcy chorągiewek zarabiają 50 groszy “w detalu”. Ale według “starych wyjadaczy”, to kiepski interes.

Konrad i Michał byli sprytniejsi. Brali piasek z własnego podwórka - z piaskownicy. Dzięki temu nie musieli się z nikim dzielić zarobionymi pieniędzmi. Wózek piachu sprzedawali za 15 zł. Tylko jednego dnia zarobili po 80 zł.

Lepszy interes robią ci, którzy potrafią umyć kamienny nagrobek. Za szorowanie płynami chemicznymi i szczotką brali od 30 do 50 zł. Za robotę przy największych pomnikach domagali się nawet 150 zł.

- Nie tylko na cmentarzu się zarabia - mówi z uśmiechem Robert, który pieniądze przynosi do domu od 12. roku życia. Sam kupuje sobie ubrania, płaci rachunki z telefon.

- Zawsze część oddawałem mamie na życie - mówi.

Przez cały rok Robert zbiera makulaturę. Za kilogram płacą w skupie 8 groszy. Najbardziej opłaca mu się zbierać puszki aluminiowe po piwie, bo dostaje po 5 groszy. Jak się trafi, to przywiezie do skupu złom.

Kto ma duży wózek, ten zarobi na plastikowych butelkach po napojach. Wystarczy podjechać pod kontener z siatki, odpiąć go i załadować zawartość na wózek. W pełnym kontenerze może być nawet 20 kg butelek, a to równowartość 4 zł.

Lepszy biznes mają chłopaki z parkingu przy SDH Trzy Korony. Nie narobią się, a zarobią. Za pilnowanie samochodu chcą złotówkę.

- Nie rysujemy aut, gdy ktoś nam nie da pieniędzy - przyrzeka szczupły blondyn. - My tylko pilnujemy, gdy nam zapłacą.

Dzieciarnia pracuje przez cały rok. Jesienią zamiata liście na podwórkach. Latem zbiera jagody i grzyby. Podczas tegorocznych wakacji zarabiał co trzeci uczeń szkoły średniej i co dziesiąty gimnazjalista. Tak wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej. Pracowało też 5 proc. dzieci w wieku od 7 do 12 lat.

Od roku po Bugaju wędruje dwóch szczupłych chłopców. To bracia. Starszy ma 13 lat, młodszy nie skończył jeszcze 9. Jeżdżą rowerem z przykręconym wózkiem. Od świtu można ich spotkać między blokami. Ze sklepów zabierają puste kartony, a ze śmietników - butelki po wódce i puszki po piwie. Czasami pojawiają się przy marketach. Ale stąd przegania ich ochrona.

- Raz chciałem zarobić na zamiataniu z liści podwórka u Cyganów - opowiada Sebastian. - Poszedłem z kolegą. Ucieszyliśmy się, bo Cygan obiecał dać nam dwadzieścia złotych. Gdy skończyliśmy, dostaliśmy dychę i jeszcze nas zbluźnił. Zamiast podziękować, wyrzucił nas z podwórka.