Prawnuk Feliksa Kruschego - potężnego władcy tkalni i przędzalni nad Dobrzynką, maluje, rysuje i fotografuje. Jan Krusche ukończył warszawską Akademię Sztuk Pięknych. Peter Steinhagen - prawnuk właściciela fabryki papieru, komponuje muzykę dla niemieckich teatrów. Ostatnim przemysłowcem w rodzinie był zmarły w tym roku Walter Krusche.

- Próbował podtrzymać tradycję - wspomina pastor Jan Cieślar. - Miał w Niemczech fabryczkę maszyn do pisania. Wiodło mu się rozmaicie. Ostatecznie zrezygnował.

Potomkowie XIX-wiecznych fabrykantów w zeszłym tygodniu zjechali do Pabianic. Na cmentarzu ewangelickim zapalili znicze na grobach bliskich. Modlili się w kościele ewangelickim pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła. Zwiedzili wystawę „Królowie bawełny w Pabianicach" i świeżo odnowiony Zamek.

Z naszym miastem Kruschowie, Enderowie i Steinhagenowie pożegnali się krótko po zimie 1945 roku. Wtedy wiedzieli już, że ich fabryki zabiorą komuniści. Wyjechali z paroma walizkami ubrań i rodowych pamiątek - na Ziemie Odzyskane, do Niemiec, Kanady. Synowie zostali pastorami. Córki poszły na studia. Znalazły pracę w przemyśle i instytutach badawczych.

- Mój brat, Lucjan, jest emerytowanym pastorem, siostra ukończyła matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała w instytucie naukowym - opowiada Maria Czeladzka-Steinhagen. - Ja ukończyła geologię, pracowałam jako chemik przemysłowy w fabryce silników wysokoprężnych w Warszawie.

Na rodzinnym zjeździe w Pabianicach troje pokazało swoje osiągnięcia. Malarz Jan Krusche wystawił w kawiarni Mocca kilka obrazów olejnych. Maria Steinaghagen-Czeladzka zaprezentowała najnowszą książkę „Steinhagenowie. Historia ze smakiem". Muzyk Peter Steinhagen dał koncert na murzyńskich bębnach w sali parafialnej.

Maria Czeladzka odkryła w sobie zacięcie pisarskie, gdy przeszła na emeryturę. Jest kronikarką rodu. Wydała szóstą książkę.

- Opowiadam o polskiej linii rodu Steinhagenów, wywodzącego się z Westfalii - mówi autorka. - Jest utkana ze wspomnień, listów, pamiętników. Zilustrowana zdjęciami i równie starymi rodzinnymi przepisami na potrawy oraz nalewki.

Na ukończeniu jest następna jej książka: „Obrazki z Poronina". To losy Steinhagenów, majętnych ziemian i przemysłowców, którym wojna zabrała mężczyzn, kobiety zaś zmusiła do ciężkiej pracy, by utrzymać dzieci.

Peter Steinhagen przywiózł z Niemiec murzyńskie bębny. Z Polski wyjechał w 1970 roku - z rodzicami i bratem. Miał wtedy 14 lat. Jego ojciec był pastorem.

- Przed wyjazdem mieszkaliśmy w Słupsku - wspomina matka Petera. - Wyjechaliśmy na Zachód, bo mąż dostał posadę w parafii.

Peter przez rok uczył się języka niemieckiego i przyzwyczajał do nowego środowiska. Potem poszedł do szkoły. Po lekcjach uczył się grać na perkusji.

- Gdy ćwiczył w domu, sąsiedzi narzekali - wspomina mama. - Zwłaszcza, że po nim grał na fortepianie nasz młodszy syn, Nathan. Nathan nie mógł przyjechać na rodzinny zjazd do Pabianic, bo koncertuje. Jest wybitnym pianistą.

Peter ukończył Wyższą Szkołę Muzyczną u profesora Siegfrida Finka. Teraz w Würzburgu sam uczy studentów gry na instrumentach perkusyjnych. Komponuje muzykę do przedstawień teatralnych ("Kredowe Koło" Brechta, "Oresteja" Ajschylosa). Stworzył muzykę do "Króla Lwa". Sztuka ta jest wystawiana codziennie od czterech lat w teatrze w Hamburgu - zawsze przy pełnej widowni (2.000 widzów).

Petera fascynuje muzyka Afryki. Corocznie podróżuje po Ghanie, Togo, Beninie, Gwinei. Przywozi nowe rytmy, instrumenty i pomysły.