Skandal w Łodzi. Policjanci przychodzą do knajp i nocnych klubów w towarzystwie pospolitych oprychów. Są ich kumplami. „Nie widzą”, gdy bandyci ściągają haracze, katują ochroniarzy.

Wydarzenie z 5 na 6 stycznia w klubie Belfast zapisały kamery. Było tak: do ochroniarza podchodzą dwaj mężczyźni. Kłócą się. Dołącza do nich kilku kumpli. Wybucha awantura. Przybysze zaciągają ochroniarza do sali bilardowej. Biją i kopią go. Ochroniarzowi udaje się wyrwać. Siada przy barze, ale napastnicy nie odpuszczają. Okładają go tak, że przelatuje przez bar. Przerażeni goście uciekają z klubu.

Nikt z personelu nie wzywa policji. Skatowany ochroniarz także. Dlaczego? Bo barmani twierdzą, że nie ma sensu. Wśród bandziorów rozpoznają policjantów. Tych, którzy „dorabiają sobie” po godzinach służby, ochraniając kumpli-przestępców.

Do akcji wkracza Komenda Główna Policji i Komenda Miejska w Łodzi. Już ustalono, że jednym z napastników był pabianiczanin Radosław Sz. To były zapaśnik, powiązany z półświatkiem, karany za udział w grupie przestępczej i wymuszanie haraczy. Nad Dobrzynką prowadzi dyskotekę i salon gier.

Na filmie z nocnego klubu widać też jednego z braci F., współwłaściciela firmy ochroniarskiej. Bracia mają „pod opieką” dyskoteki w Łodzi i Pabianicach. Przed Sądem Rejonowym w Pabianicach toczy się przeciwko nim sprawa karna. Są oskarżeni o to, że nocą z 6 na 7 czerwca 2003 roku próbowali zmusić właścicieli dyskoteki Halloween przy Zamkowej, by płacili ich firmie za ochronę klubu. Prokurator twierdzi, że gdy usłyszeli „nie”, zdemolowali lokal i skatowali współwłaściciela oraz dwóch ochroniarzy.

Wtedy także bracia F. pokazywali się u boku policjantów: antyterrorysty i pracownika Biura Ochrony Rządu.