Dochodziła godzina 13.00, gdy do redakcji zadzwonił człowiek.

- Mam informacje, że dyrektor szpitala jest kompletnie pijany. Właśnie jedzie po niego policja - krzyczał do słuchawki.

Gdy reporterzy Życia Pabianic dotarli do szpitala, dyrektora nie było w gabinecie. "Jest na urlopie" - usłyszeliśmy.

W tym czasie identyczny donos dostała policja.

- Mamy zgłoszenie ze szpitala. Bierzcie alkomat i natychmiast tam ruszajcie - oficer dyżurny wydawał rozkazy.

Zanim policjanci wkroczyli do gabinetu dyrektora, poprosili dwie osoby na świadków. W ich obecności kazali Pawłowi Górskiemu dmuchnąć w "balonik". Wynik: 0,0 promila. Dyrektor był trzeźwy.

Około 13.30 Górski wyszedł do kiosku po papierosy. Był bardzo zdenerwowany.

- Nie będę rozmawiał. Nie mam dla was czasu - uciął próbę rozmowy. - Zresztą jestem na urlopie i nie powinno mnie tu być.

Po kwadransie wyjechał samochodem z kierowcą. Na pożegnanie pokiwał reporterom, złośliwie się uśmiechając.


***
Moim zdaniem

Dyrektor Górski został paskudnie pomówiony. To kolejny dowód na to, że personel go nienawidzi. Jego metody pracy, sposób bycia i zachowanie wobec podwładnych doprowadziły do waśni i "szukania haków". Nawet przypadkowe potknięcie na korytarzu, pracownicy szpitala gotowi są odczytać jako chwiejny chód pijanego szefa.