Okazją była wystawa jego prac - Mistrzowie i Pozytywy - w łódzkiej galerii Atlas Sztuki.

W rodzinne strony zagląda rzadko. To dlatego, że ma wystawy w Paryżu, Nowym Jorku, Chicago, Wenecji, Bonn, Tokio, Wiesbaden i Sao Paulo.

- Mieszkałem w Pabianicach tak długo, jak się dało, ale życie artystyczne nie toczy się w małych miastach - tłumaczy. - Musiałem szukać przystani w Warszawie.

Urodził się w 1959 roku. Mieszkał w kamienicy przy ulicy Fornalskiej (dziś Buźniczna), potem w bloku przy Trębackiej 7.

- Ojciec umarł, gdy miałem trzy lata. Mama drugi raz nie wyszła za mąż. Była pielęgniarką w pabianickim pogotowiu. Wychodziła na dwunastogodzinne dyżury, a mną zajmowała się babcia - wspomina.

Zbyszek chodził do Szkoły Podstawowej nr 17.

- Zapamiętałem zwłaszcza panią od historii - mówi.

Tą nauczycielką jest Władysława Widz. Libera uczył się w klasie, której wychowawcą był biolog Zdzisław Drzazga.

- Potem chodziłem do liceum przy ulicy Pułaskiego, Królowej Jadwigi, zdaje się… - wspomina.

II LO nie ukończył, bo już wtedy był buntownikiem, miał szalone pomysły. Przeniósł się do szkoły w Łodzi.
W bloku przy Trębackiej powstawały pierwsze prace artystyczne Libery: obrazy, szkice, obiekty. Debiutował w galerii Strych przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi, gdzie zaprosił go pabianiczanin - architekt i artysta Włodzimierz Adamiak.

- Po wybuchu stanu wojennego w emocjach zrobiłem swój pierwszy plakacik, nekrolog górników z kopalni Wujek - opowiada. - Wieszaliśmy go nocą w Pabianicach, Łodzi, Toruniu. Robiliśmy akcje zupełnie szaleńcze, np. ludzie stoją w kolejce po mięso, a my rozrzucamy ulotki.

Aresztowali go w sierpniu 1982 r. Proces w sądzie wojskowym trwał zaledwie 30 minut. Libera dostał półtora roku. Siedział z kryminalistami w łódzkim areszcie śledczym.

- Uratowało mnie to, że umiałem rysować - wyznaje. - Więźniowie z innych cel podawali mi kawałki prześcieradeł i zdjęcia narzeczonych. Robiłem portrety tych dziewczyn.

Wkrótce skazanego Liberę przewieźli do więzienia w Hrubieszowie. Siedział z politycznymi. Znowu rysował.

- Prześcieradła mają więzienne stemple. Wykrawało się kawałek tkaniny tak, by w polu obrazu był stempel - opowiada. - Wyobraźcie sobie kopię Madonny ze szczygłem Rafaela, gdzie Madonna ma stempel na łokciu.

Portret Papieża namalowany przez Liberę na prześcieradle, z podpisami wszystkich więźniów, Lech Wałęsa podarował Janowi Pawłowi II.

Po amnestii jezuita Stefan Miecznikowski zaprosił "politycznych" do Białki Tatrzańskiej. Tam oglądali filmy przemycone z Zachodu. Wtedy po raz pierwszy Libera poznał moc wideo.

- Pomyślałem: to fenomenalna rzecz! Gdyby mieć kamerę i samemu kręcić… - dodaje.

Wkrótce marzenie się spełniło. Libera dostał spadek po stryju z Ameryki. Kupił kamerę wideo. Zaczął robić filmy. Dwa z nich: "Obrzędy intymne" i "Jak tresuje się dziewczynki" otworzyły mu drogę do sal wystawowych w Europie i Ameryce.

Od tej chwili kariera artystyczna Libery toczyła się wartko. Europą i Ameryką wstrząsnął kompozycją z klocków Lego. Zrobił wieżyczki strażników, więzienne baraki, krematorium, stosy trupów i ludzkich szkieletów zamkniętych za drutami obozu koncentracyjnego. Przeciwko takiemu wykorzystaniu okrucieństw wojny gromko zaprotestowali Żydzi. Duńska fabryka klocków Lego groziła artyście sądem.

- W tym zestawie do okrutnej zabawy chciałem pokazać świat pełen agresji i zbiorowych mordów, jaki codziennie prezentują nam media w przerażających doniesieniach z Somalii, Etiopii, Chile, Kambodży czy Chin - tłumaczy Libera. - Te okrucieństwa są beztrosko przenoszone na zabawki dla dzieci, gry komputerowe. Nie okłamujmy się! Dorośli wkładają w ręce dzieci zabawki do masowego uśmiercania ludzi z klocków i mordowania postaci na monitorze komputera.

Ostatecznie świat zrozumiał przesłanie Libery. Obóz koncentracyjny z klocków kupiło Muzeum Żydowskie w Nowym Jorku.

Pabianiczanin jest zaliczany do najlepszych polskich artystów. Reprezentował nasz kraj na biennale w Wenecji. Jego szokujące dzieła chcą mieć w swych zbiorach muzea sztuki z USA, Japonii i niemal całej Europy.

W Polsce artysta ma więcej kłopotów niż sławy. Od ośmiu lat nie miał indywidualnej wystawy, bo obawiano się, że jego prace wywołają u widzów zbyt duży wstrząs.

- Piszę felietony. To pozwala mi nie umrzeć z głodu - wyznaje.

Przez kilkanaście miesięcy Libera prowadził klub Aurora w Warszawie. Pomagała mu żona - malarka Mariola Przyjemska, i przyjaciel Tomasz Kurzyca.

W kwietniu zeszłego roku klub zamknęły władze miejskie.

- Ostatnio miałem dziewięć miesięcy komfortowego życia, bo brałem pensję z łódzkiej galerii Atlas. Nie musiałem się zastanawiać, co zrobić, by nie odłączyli mi telefonu i nie wyrzucili z mieszkania - z goryczą mówi Libera.