Wyłania się z niego lawina łapownictwa, samowoli, chorych układów, kupczenia prawem za kilka flaszek wódki. Korzystali z tego m.in.: były poseł na Sejm, wójt gminy Pabianice, zamożni przedsiębiorcy, urzędnicy.

Dziś rano rozpoczął się proces 13 policjantów i 15 cywilów z Pabianic obwinianych o korupcję. W ławie oskarżonych siedzi były komendant - inspektor Jerzy Padyk, jego zastępca i 12 podwładnych.

Przez prawie 9 lat komendant był wszechmocny. Sam decydował, kogo karać, a komu wspaniałomyślnie darować winę. Gdy szary obywatel dostawał mandat nawet za rzucenie papierka na chodnik, politycy, bogacze i wysocy rangą urzędnicy mogli autem przekraczać prędkość, bezkarnie powodować wypadki, jeździć po pijanemu. Także ich krewni. Gdy córka byłego posła - Wiesława Stasiaka, oberwała mandat za 300 zł, tatuś czym prędzej przybiegł do komendanta Padyka. Chwilę później było po sprawie. Padyk ustalił, który policjant ośmielił się ukarać córkę pana posła. Wezwał naczelnika drogówki (Ireneusza S.) i kazał mu "zrobić co należy". Córka Stasiaka zaoszczędziła sporo pieniędzy.

W maju 2004 roku łaski komendanta zakosztował wójt Henryk Gajda. Wójta gminy Pabianice, który trochę poszalał za kierownicą, zdybał patrol drogówki. Stało się to wtedy, gdy wyprzedzał w niedozwolonym miejscu. Gajda nie chciał przyjąć mandatu. A dokumenty wykroczenia zamiast w Sądzie Grodzkim, wylądowały na biurku komendanta. Inspektor Padyk "przekonał" policjantów (Krzysztofa D. i Jarosława P.), by zniszczyli je. Wójt mógł odetchnąć z ulgą. A posłusznym policjantom komendant przyznał premie - 800 zł za udział w akcji specjalnej.

Po wyjściu z komendy Padyk nie musiał paradować w przyciasnym mundurze. Latem 2003 roku dostał od przedsiębiorcy Piotra W. dwa eleganckie garnitury z firmy Pawo. Ubrania warte 800 zł przekazał ojciec Piotra - Zenon.

Już niebawem komendant mógł się zrewanżować darczyńcom. 14 czerwca następnego roku Piotr W. spowodował wypadek. Zderzył się hondą z małym fiatem. Kierowca i pasażerka fiata leżały w szpitalu. Mogło to słono kosztować Piotra W. No, ale od czego był znajomy komendant? Padyk polecił policjantom (Wojciechowi W. i Ryszardowi P.), by "zapomnieli" o wypadku. Z dokumentacji została tylko notatka o niewinnej kolizji drogowej.

"Wyrozumiały" inspektor mógł dobrze zjeść i wypić. Niekoniecznie na własny koszt. Od przedsiębiorcy Edwarda J. dostał 18 butelek alkoholu. Po flaszki wysłał służbowy samochód. W sierpniu 2004 roku "odwdzięczył się", gdy winiarz został złapany na fotoradar w Łańcucie.

Zagrycha przyjeżdżała z restauracji Remiza. W 2001 roku jej właściciel - Karol Suchocki (dziś radny miejski), miał przysłać do komendy tacę ze smakołykami i kelnerów. W rewanżu Padyk pozwolił mu jechać ulicami miasta zabytkowym wozem strażackim, choć auto nie miało obowiązkowego ubezpieczenia. Policjanci dostali zakaz kontrolowania auta.

Butelkę wódki Finlandia (0,75 litra) komendant dostał od Krzysztofa M., właściciela firmy budowlanej Tani Dom. Był to "dowód wdzięczności" za załatwienie, by policjanci (Paweł P. i Wojciech W.) nie wpisali do księgi dyżurów, że na jeździe po pijanemu przyłapali kierowcę biznesmena. Padyk podarł wyniki badania trzeźwości i notatki służbowe policjantów. Pijaniem kierowcy zwrócił prawo jazdy.

Wódka płynęła do komendanta nie tylko od cywilnych obywateli. W latach 2001-2002 policjant Jarosław P. dał szefowi 15 butelek alkoholu (1.500 zł) i komplet aluminiowych felg (2.000 zł) do prywatnego samochodu marki Toyota Corolla. Dzięki temu Jarosław P. zasłużył na posadę kierownika Ogniwa Patrolowego w drogówce oraz premię.

Komendant zachowywał się jak panisko. Latem 2004 roku kazał policjantom z posterunku w Dłutowie jechać do leśniczego. Po co? Bo potrzebował świeżego torfu na działkę w Zofiówce, gdzie wypoczywał. Leśniczy miał grzecznie załatwić torf i przywieść go panu komendantowi.

Na działce w Zofiówce inspektor Padyk nie hodował kwiatów, choć potrzebował ich mnóstwo. Chętnie wręczał bukiety prezydentom, posłom, prezesom i naczelnikom. Kiedy był w pilnej potrzebie, dzwonił do firmy Włodzimierza K. z Ksawerowa. I wnet dostawał, co chciał. Przez 3 lata nabrał kwiatów za 2.600 zł.

Ryba psuła się od głowy. Skoro brał komendant, to w łapę brali też jego podwładni. Za tysiąc złotych można było nie stracić prawa jazdy za szarżowanie po pijanemu. Za 30 butelki wódki dało się załatwić niemal wszystko, a za 3 flaszki Smirnoffa - kartę rowerową dla syna. Policjanci donosili, gdzie stoją patrole czyhające na przestępców, zdradzali tajemnice służbowe, kradli benzynę.


***
ŁAWA OSKARŻONYCH:

13 oskarżonych chce dobrowolnie poddać się karze. Są to:

Jerzy Padyk (były komendant) - prokurator zażądał kary 2 lat więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 15.000 zł grzywny.

Jarosław P. - półtora roku w zawieszeniu na 3 lata i 5.000 zł.

Wojciech W. - 2 lata w zawieszeniu na 5 lat i 20.000 zł.

Paweł P. - 2 lata w zawieszeniu na 4 lata i 10.000 zł.

Ryszard P.- 2 lata w zawieszeniu na 4 lata i 5.000 zł.

Sławomir O. - rok i 3 miesiące w zawieszeniu na 2 lata.

Piotr B. - rok w zawieszeniu na 2 lata.

Andrzej B. - rok w zawieszeniu na 3 lata.

Marcin O.- rok w zawieszeniu na 2 lata.

oraz przedsiębiorcy:

Tomasz J. - półtora roku w zawieszeniu na 3 lata i 2.000 zł.

Robert W. - półtora roku w zawieszeniu na 4 lata i 5.000 zł.

Łukasz W. - 800 zł.

Robert Z. - rok w zawieszeniu na 2 lata i 2.000 zł.

Przyznali się, ale karę zostawili sądowi:

Zbigniew K. (były zastępca komendanta) - przyznał się do popełnienia jednego z czynów.

Ireneusz S. (były naczelnik Sekcji Prewencji Ruchu Drogowego).

Nie przyznali się:

byli policjanci: Krzysztof D. i Radosław S. oraz przedsiębiorcy: Karol Suchocki., Zenon W., Włodzimierz K., Paweł K., Marek C., Sławomir B.

Piotr W. nie wykluczył, że mógł popełnić któryś z czynów.


***
Dalszy ciąg za tydzień - o tym, komu i za ile policjanci darowali kary, jak uciekali z miejsca wypadku, jak fałszowali dokumenty.