Dziś w Sądzie Rejonowym w Pabianicach ruszył proces 22-letniego Kamila K, odsiadującego już jeden wyrok za śmierć rowerzysty (więcej). Teraz prokurator postawił mu dwa zarzuty. Pierwszy - że „7 listopada naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym przez to, że kierując samochodem marki Volkswagen Passat, będąc w stanie nietrzeźwości (0,8 promila we krwi) i pod wpływem środka odurzającego (marihuana – przyp. red.), doprowadził do potrącenia na przejściu dla pieszych przechodzącego mężczyznę, czym nieumyślnie spowodował u pokrzywdzonego obrażenia w postaci złamania kości udowej, co spowodowało naruszenie czynności narządu ruchu trwające dłużej niż 7 dni (art. 177 par. 1 KK w związku z art. 178a par. 1 KK), po czym nie udzielając pomocy osobie rannej, oddalił się z miejsca wypadku”. Górna granica wymiaru kary za ten czyn wynosi 4,5 roku pozbawienia wolności.

Drugi zarzut z artykułu 178a par. 1 KK to kierowanie samochodem pod wpływem alkoholu i środka odurzającego. Prokurator uznał, że Kamil K. jeździł w takim stanie po mieście, zanim potrącił pieszego. Oskarżonemu grozi za to kara do 2 lata pozbawienia wolności. Czyli Kamil K. może posiedzieć 6,5 roku, gdyż możliwe jest zsumowanie kar.

Sprawę prowadzi sędzia Jacek Olszowiec. Na pierwszej rozprawie nie było oskarżonego. Kamil K. wcześniej złożył wniosek o prowadzenie procesu bez jego obecności. Twierdzi, że nie ma nic więcej do powiedzenia w tej sprawie, a z poszkodowanym zawarł ugodę. Na rozprawę nie stawił się również wezwany poszkodowany - mężczyzna. Do akt sądowych wniósł pismo, z którego wynika, że od matki oskarżonego dostał 7.000 zł jako zadośćuczynienie, więc nie ma pretensji do oskarżonego.

Sąd postanowił, że na kolejną rozprawę (18 stycznia) wezwie poszkodowanego. Tym razem wezwanie wręczą mu policjanci. Na rozprawę sąd zamierza doprowadzić oskarżonego. Taką wolę wyraził też jego obrońca.

Sędzia będzie chciał przesłuchać resztę świadków, w tym też rodziców oskarżonego i kolegę, z którym Kamil K. feralnego dnia się spotkał. Dziś udało się przesłuchać trzech z dziesięciu. Zeznawał świadek, który 7 listopada tuż po zajściu na ul. Zamkowej ruszył w pościg za volkswagenem passatem. Kolejnymi przesłuchanymi byli kierująca i pasażer z peugeota, którzy zatrzymali się przed przejściem dla pieszych, by przepuścić pieszego. Wtedy właśnie samochód Kamila K. potrącił idącego po pasach mężczyznę.

Zeznania świadków z peugeota nie do końca zgadzały się z zeznaniami trzeciego świadka, który wskazał nieco inne miejsce zdarzenia. W konfrontacji świadek ten zeznał, że mógł źle zapamiętać. Poza tym od kilkunastu lat nie mieszka w Pabianicach, może mylić nazwy ulic.

Kobieta kierująca peugeotem zeznała, że jechała ulicą Zamkową w kierunku Warszawskiej i na wysokości skrzyżowania z ulicą Piłsudskiego zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, by przepuścić idącego mężczyznę. Wtedy przez prawą szybę zobaczyła, jak pojazd ciemnego koloru wyprzedza ją z prawej strony, a po chwili robi „dziwny” manewr, skręcając przed nią w kierunku wewnętrznej strony jezdni. Pytana przez mecenasa oskarżonego o to, czy widziała kontakt samochodu z pieszym, zeznała, że był to jedynie wniosek, bo pewna nie jest. Kobieta nie widziała ani marki samochodu, który ją wymijał, ani rejestracji. Nie była też w stanie ocenić, ile osób podróżowało tym samochodem. Ona i pasażer skupili się na udzieleniu pomocy pieszemu i wezwaniu karetki.

Numer rejestracyjny vw zapamiętał za to świadek, który ruszył w pościg za volkswagenem.

Jaka jest wersja oskarżonego, który tym razem nie miał nic do dodania?

Kamil K. nie przyznaje się do winy. Podczas drugiego przesłuchania spytał prokuratora, „co by mu zaproponował, gdyby się przyznał”. Później stwierdził, że „przyzna się, ale pełne wyjaśnienie złoży w obecności swojego obrońcy”. Tak jednak się nie stało. Na kolejnych przesłuchaniach podtrzymywał pierwszą wersję.

Wersja zdarzenia według Kamila K. była inna niż przedstawia ją prokurator. K. zeznał, że w dniu wypadku o 16.00 spotkał się z kolegą z pracy. Przyjechał do niego na ul. Nawrockiego. Z powodu braku miejsc, zaparkował swój samochód przy ul. Narcyza Gryzla. Mieli wtedy razem pić alkohol do godziny 18.00. Później inny znajomy miał Kamila K. odwieźć do domu i wysadzić z auta w okolicach szkoły w Górce Pabianickiej. Dalej miał w domu napić się jeszcze piwa, po czym przyjechali po niego policjanci i zabrali go na komendę.

A skąd w takim razie świadek miał jego numer rejestracyjny i markę samochodu?

Kamil K. twierdził, że ktoś pomylił numery rejestracyjne lub nawet, że ktoś mógł podrobić jego tablice.

Oskarżony odsiaduje wyrok 2 lat pozbawienia wolności za śmierć rowerzysty. Od 21 grudnia zeszłego roku siedzi w areszcie śledczym w Piotrkowie. Kara ma trwać do 6 sierpnia przyszłego roku, bo uwzględniono okres tymczasowego aresztowania.

Do tragicznego zdarzenia doszło w grudniu 2014 r. na ul. Nawrockiego. Śledczy ustalili, że między rowerzystą Piotrem K. a kierowcą i pasażerami samochodu renault doszło do ostrej wymiany zdań. Powód? Kamil K., kierujący renaultem, zajechał drogę rowerzyście. Piotr K. z ul. Świetlickiego skręcił w ul. Nawrockiego, a za nim ruszyło renault. Na ul. Nawrockiego przy ryneczku Kamil K. zatrzymał auto, wysiedli z niego Konrad B. i Łukasz G. Czekali na rowerzystę. Konrad B. uderzył rowerzystę Piotra K., a ten wpadł na bok autobusu miejskiego. Kierowca MZK nie miał szans na zahamowanie i uniknięcie tragedii. Rowerzysta uderzył głową w ramę okna i upadł na asfalt. Mimo kasku, doznał tak poważnych obrażeń głowy, że zmarł na miejscu.

Konrad B., Łukasz G. i Kamil K. stanęli przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Usłyszeli wyroki 8, 4 i 2 lat pozbawienia wolności. Sąd kasacyjny utrzymał wyrok w mocy.