W czwartek do pani Mileny, właścicielki sklepu internetowego i sklepu tradycyjnego zadzwoniła miła pani. Przedstawiła się z nazwiska i zaproponowała super interes.

- Powiedziała, że domena o nazwie mojego sklepu z dopiskiem biz znalazła nabywcę, ale mam prawo do pierwokupu. Zaproponowała 149 zł na rok. Odesłałam ją do informatyka, który opiekuje się stroną. A on stwierdził, że to naciąganie - opowiada właścicielka sklepu.

Pani Milena ma już 3 nazwy sklepu w internecie, a każda z innym dopiskiem. Kupiła, bo dała się nabrać.

- Ja się na tym nie znam i już dałam się kiedyś naciągnąć. Ale teraz takich cwaniaków odsyłam do informatyka - wyjaśnia.

W weekend pani Milena zgadała się z koleżanką. Do niej w minionym tygodniu też dzwoniła miła pani z identyczną ofertą.

- Wtedy zrozumiałam, że to atak kolejnych cwaniaków na Pabianice - przekonuje.

Do redakcji Życia Pabianic również zadzwoniła osoba z ofertą takiego zakupu. W środę miła kobieta informowała, że trzeba szybko się decydować, bo ktoś chce podkupić nazwę. Zaproponowała opłatę - 149 zł na rok.

 

Wysłaliśmy maila do rzecznika pabianickiej policji Joanny Szczęsnej z prośbą o opinię:

"Chciałem zgłosić przypadek naciągania na zakup domen o podobnym brzmieniu przez firmę BECCO (www.becco.pl).  Nie jesteśmy w ogóle zainteresowani tą domeną. Nie mam też nic przeciwko stosowania dowolnych marż przy sprzedawaniu domen. Jednak wydaje mi się, że sposób sprzedaży (przedstawiania oferty) nie jest etyczny i być może niezgodny z regulaminem i/lub polskim prawem. W związku z powyższym proszę o zbadanie, czy takie działania są legalne i nie naruszają dobra konsumenckiego."

 

Szybko otrzymaliśmy odpowiedź.

- W nawiązaniu do przesłanego maila zasięgnęłam opinii policjanta z dochodzeniówki, którego zdaniem opisana sytuacja wyczerpuje znamiona przestępstwa określonego w art. 286 kodeksu karnego - odpisała policjantka.

 

----------------------
Art. 286 paragraf 1 k.k. Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej
doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym
mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd, albo wyzyskania błędu lub
niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega
karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

 

Okazuje się, że sprytny sposób zarabiania na sprzedaży domen znany jest już w innych miastach. Pisze o tym też Gazeta Wyborcza na wyborcza.biz:

 

"Uwaga na oszustów. - Ktoś chce wykupić domeny o nazwie podobnej do nazwy państwa firmy - ostrzegają przez telefon. I proponują "zastrzeżenie" nazwy. Kto się nabierze, sporo przepłaci.

W zeszły poniedziałek do Pawła Książkiewicza, szefa Agencji Wydawniczej "Jacek Santorski & Co." i właściciela domeny Santorski.pl, zadzwonił telefon. - Dzień dobry, dzwonię z Biura Kontroli Domen Internetowych - odezwał się w słuchawce miły, kobiecy głos.

 

Głos ów starał się przekonać szefa wydawnictwa, że ktoś złożył w BKDI zamówienie na rejestrację domeny z nazwą "Santorski" z różnymi końcówkami (m.in. santorski.eu, santorski.com etc.). Ale ten ktoś wcale nie nazywa się Santorski. I dlatego dzwoni ona i proponuje zastrzeżenie kilku domen po prawie 600 zł od sztuki, czyli przynajmniej kilkakrotnie więcej niż ceny rynkowe.

 

- Twierdziła, że muszę zdecydować się jeszcze tego samego dnia, przed 17. "Bardzo pilne, czas nagli", powtarzała - opowiada Książkiewicz. Ale nie oddzwonił. - Nie byłem zainteresowany, a poza tym sprawdziliśmy, co o firmie piszą w internecie - mówi szef wydawnictwa.

 

A recenzja w sieci krótka: "naciągacze". "Odpuść sobie, do mnie też dzwonili z takim pytaniem. Mija pół roku i nikt z tych proponowanych przez nich domen nie kupił" - pisze internauta na forum Pclab.pl.

 

Poza tym jednym forum o Biurze Kontroli Domen Internetowych w sieci jeszcze jest stosunkowo cicho. W sumie nic dziwnego - spółka pojawiła się dopiero w tym roku. Przynajmniej pod obecnym szyldem. Na innych forach internauci opisują identyczny proceder. Padają nazwy: Centrum Rejestracji Domen "Lerkins Group", Euweb, europa2006 czy Polska Centrala Ochrony Domen.

 

Z tej ostatniej kilka miesięcy temu zadzwoniono do Tomasza Pierzchały z firmy marketingowej Ancla Consulting. Z propozycją siedmiu domen z różnymi końcówkami, po 495 zł za sztukę. I też trzeba się było szybko zdecydować. Wiadomo, im mniej czasu na namysł, tym łatwiej się nabrać.

 

"Naciągaczy, którzy uważają, że mogą bezkarnie zarabiać na ludzkiej niewiedzy, powinno się bezwzględnie tępić" - pisze na blogu Pierzchała.

 

On sam się nie nabrał, ale inni - już tak. "Mojego szefa nastraszyli, to zapłacił fakturkę za 11 domen x 595 netto. Gdzie jest jakieś prawo?" - pisze inny internauta.

 

Niestety, takie działania nie łamią prawa. - Z pewnością nie jest to do końca uczciwa praktyka marketingowa, może nawet manipulacja - ocenia Artur Piechocki, prawnik NASK, instytucji nadzorującej rynek domen w Polsce. - Ale raczej nie przestępstwo. 

 

- Takie działania można uznać za wprowadzanie w błąd. Ale urząd nie ma uprawnień do zajęcia się tego typu sporem między przedsiębiorcami - twierdzi z kolei Maciej Chmielowski z UOKiK. Przedsiębiorca mógłby za to dochodzić swoich roszczeń na drodze sądowej.

 

- Bo można zarzucić sprzedawcy obuwia, że dopuścił się oszustwa, sugerując, że para butów, którą jesteśmy zainteresowani, jest ostatnia, pomimo iż w magazynie znajduje się jeszcze kilka par tego rozmiaru - mówi Piechocki. Jego zdaniem rzekomi klienci zainteresowani rejestracją domen o podobnej nazwie to najprawdopodobniej wymysł. Ale w praktyce trudno to udowodnić.

 

"Gazeta" zadzwoniła do jednej z firm, która wydzwania po firmach, oferując "pilną" rejestrację domen. Udało nam się porozmawiać tylko z osobą podającą się za kierowniczkę biura (nie chciała się przedstawić). - Nikogo nie oszukujemy. Możemy udowodnić, że mamy takie zlecenia, oczywiście na wezwanie właściwych organów - stwierdziła.

 

Zapytaliśmy, dlaczego wydzwaniają po firmach, zamiast po prostu realizować zlecenia spływające od klientów. - Chcemy uniknąć sporów prawnych, dlatego sprawdzamy, czy są na danym rynku są już firmy o podobnych nazwach - usłyszeliśmy. Nasza rozmówczyni zapewniła nas też, że nic nie wie o innej, podobnie działającej firmie - Polskiej Centrali Ochrony Domen.

 

Ale z Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że prezesem Biura Kontroli Domen Internetowych jest mieszkający w Hiszpanii Fin. A inny Fin jest prezesem Polskiej Centrali Ochrony Domen. Zaś treści na stronie BKDI i PCOD częściowo się pokrywają. Zresztą w obu przypadkach pod tymi samymi numerami w KRS były wcześniej zarejestrowane inne spółki, przez tę samą osobę. Zameldowaną pod adresem, który podaje na swojej stronie Polska Centrala Ochrony Domen”.