ad
- Niedługo nauczymy Angoli jeździć po prawej stronie jezdni - uśmiecha się Zdzisław Sysio, kierownik w MZK. - Ale to wcale nie jest powód do śmiechu. Bo lawinowo tracę ludzi.

Już trzech jego podwładnych wyjechało za chlebem do Anglii. Będą jeździć autobusami po Manchesterze i Bristolu.

- Wiem, że dziesięciu następnych poważnie o tym myśli. Część już szykuje się do wyjazdu - dodaje Sysio. - Jeśli dalej tak pójdzie, nie będzie miał kto prowadzić pabianickich autobusów.

W sobotę rano wyjechał Tomasz.

- Będę pracował w Bristolu - mówił zmęczonym głosem na dzień przed wyjazdem. - Było tyle papierkowej roboty, że nie mam czasu rozmawiać.

Półtora miesiąca temu wyjechał Krzysztof. Jest w Manchesterze. Lada chwila zacznie pracować.

- Kilka dni temu skończył pięciotygodniowy kurs - opowiada żona, która została w Pabianicach. - Poznawał angielskie autobusy, plan miasta, oswajał się z lewostronnym ruchem. Mówił, że ich wozy są bardzo nowoczesne.

Teraz Krzysztof chodzi na krótszy kurs. Nauczy się obsługiwać kasę w autobusach, "wkuje" taryfikator biletów. Na razie mieszka w hotelu, opłacanym przez przyszłego pracodawcę. Gdy na dobre usiądzie za kółkiem autobusu, będzie musiał znaleźć mieszkanie.

Naszym kierowcom pomogło wyjechać biuro pośrednictwa pracy z Warszawy. Najpierw musieli zdać egzamin z języka angielskiego.

- I to dwustopniowy: w Łodzi i Warszawie - mówi żona Krzysztofa.

Potem przeszli skrupulatne badania lekarskie.

- Mąż żartował, że badają go tak, jakby miał lecieć w kosmos - dodaje żona kierowcy.

W Anglii pabianiczanie będą zarabiać kilkakrotnie więcej niż w Polsce. Nawet do 12.000 zł miesięcznie.

- Wiem, że mąż będzie mógł jeździć tak długo, na ile wystarczy mu sił. Będzie brał nadgodziny, jeździł w niedziele i święta. W Pabianicach już od dawna nie można było brać dodatkowych zmian - mówi żona Krzysztofa.


(imiona kierowców zostały na ich prośbę zmienione)