- Proszę o tym napisać, niech nie myślą, że są bezkarni - denerwuje się mieszkaniec bloku przy ul. Grota-Roweckiego, który odwiedził w środę naszą redakcję. - Tu w bloku na parterze jest prywatne przedszkole. Za oknami kawałek zieleni, niskie krzaczki. Byłoby pięknie, gdyby nie taksówkarze z pobliskiego postoju. Siusiają pod oknami przedszkola i fundują maluchom pierwsze lekcje anatomii.

Taksówkarze spędzają za kółkiem niemal cały dzień. Na postojach brakuje szaletów. Teoretycznie każdy może za potrzebą podjechać na bazę lub do domu.

- Ale kto zaryzykuje stratę klienta - tłumaczy jeden z taksiarzy. - Taka wyprawa do kibelka trochę czasu zajmuje, a w tym czasie przepada nam kolejka albo okazja na dobry kurs. Lepiej wyskoczyć w pobliskie krzaczki.

Dlatego najlepsze w mieście postoje to te przy ulicach Zielonej, Grota-Roweckiego, 20 Stycznia i Łaskiej naprzeciwko dworca PKP. Bo tu pod bokiem szoferzy mają "zielone kibelki".

Z problemem braku toalet borykają się jednak nie tylko oni. Cały dzień w trasie spędzają także kierowcy MZK oraz motorniczy i konduktorzy "jedenastki". Kierowcy mają toalety na każdej z krańcówek. Tramwajarze mogą korzystać z toi-toja wystawionego na pętli przy ul. Łaskiej. Ale nie zawsze.

- To jakiś kibelek-widmo - raz stoi na środku torów, raz gdzieś w krzakach, czasami w ogóle go nie ma - denerwuje się konduktor. - Na szczęście, obok pętli jest knajpa, gdzie czasami korzystamy z toalety.

W Pabianicach są tylko dwa publiczne szalety - przy dworcu PKP i przy SDH-u. Co mają zrobić pabianiczanie, których przyciśnie w nieodpowiednim miejscu?

- Mieszkam przy ul. Konopnickiej. Wracałem do domu samochodem. Wyszedłem z auta otworzyć bramę, żeby wjechać na własne podwórko - opowiada Krzysztof. - Patrzę, a tu na środku wjazdu, na moim własnym podwórku dzieciak mi sika, a jego tatuś drze się na mnie, że "chwila, przecież musi, bo za potrzebą!" Osłupiałem.

Bramy prywatnych posesji to jedna z możliwości zrobienia siusiu w sytuacji awaryjnej. Niektóre z nich są tak popularne, że niemal zyskały rangę darmowych wychodków. Taki status miała brama bloku komunalnego przy ul. Łaskiej, między sklepem spożywczym a barem Krakus.

- Sikali tu najczęściej pijaczkowie - wspomina jeden z mieszkańców feralnego bloku. - Śmierdziało tak, że nie szło wytrzymać.

Mieszkańcy zamknęli bramę, na drzwiach powiesili tabliczkę "teren prywatny - przejścia nie ma". Pomogło, ale na krótko.

- Jak kogo przyciśnie, to i tak znajdzie sposób, żeby tu wleźć - kwitują lokatorzy.

Na pierwszym lepszym skwerku nadopiekuńcze mamusie bez oporów rozpinają spodenki, ściągają majteczki i "natrzymują" swoje dzieci. Takie obrazki najczęściej oglądają pasażerowie MZK, czekający na przystanku obok SDH.

- Tu włażą, o, na ten trawnik przed Citibankiem - pokazuje jeden z nich. - Widać ich i z chodnika, i z ulicy, z każdej strony. A kilkanaście metrów dalej jest szalet. Ale taki dzieciak od małego się uczy, że sika się tam, gdzie cię akurat przyciśnie.


***
Artykuł 51 kodeksu wykroczeń, paragraf 1 mówi:
"Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze grzywny". Siusianie w miejscu publicznym może słono kosztować - nawet 500 zł. Taki mandat może wystawić Straż Miejska.