- Na razie dotarło do nas kilkanaście podań - mówi Grażyna Pawlikowska z Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego. - Ale wnioski dopiero zaczęły napływać. W zeszłym roku z indywidualnego nauczania korzystało aż sześćdziesięcioro dzieci.

Na lekcje w domach uczniów szkół podstawowych i gimnazjów Wydział Edukacji wydał w zeszłym roku astronomiczną kwotę - prawie milion zł! To aż jedna trzecia kwoty przeznaczonej w budżecie miasta na szkolnictwo. Prawie drugie tyle (około 800.000 zł) kosztowały indywidualne lekcje w domach licealistów.

- Już mamy cztery wnioski, ale to początek lawiny, której się spodziewamy - mówi Halina Fisiak, zastępca naczelnika Wydziału Edukacji w Starostwie Powiatowym, któremu podlegają szkoły średnie. - Nikomu nie możemy odmówić prawa do nauki. I to bez względu na koszty.

Choć od początku roku szkolnego minęły zaledwie trzy tygodnie, już wiadomo, że w największej pabianickiej podstawówce - SP 3, nauczyciele będą jeździć do siedmiorga dzieci. W domu będzie się uczyć 5 uczniów Gimnazjum nr 3.

- Ich liczba na pewno wzrośnie. W zeszłym roku aż dwadzieścia osiem dzieciaków miało indywidualne nauczanie - policzył Henryk Lewandowski, wicedyrektor szkoły.

Lekcje w domu są kłopotliwe ze względu na dojazdy. I bardzo drogie. Kształcenie jednego ucznia to wydatek 2.000 zł miesięcznie. Tyle dyrektorzy płacą nauczycielom jeżdżącym do uczniów (przeciętnie dwie trzecie etatu).

- Niewiele mniej kosztuje miesiąc nauki w klasach liczących ponad dwadzieścia osób - wylicza Waldemar Boryń.

Dzieciaki uczą się w domach tego, czego ich rówieśnicy w szkołach: polskiego, matematyki, historii,
nawet plastyki i WF-u. Najmłodsze, z klas 1-3, mają po sześć godzin w tygodniu. Starsi uczniowie (klasy 4-6) - po 8 godzin. W domach licealistów nauczyciele prowadzą od 12 do 16 lekcji tygodniowo.

- Żeby zaoszczędzić, przyznajemy minimalną liczbę godzin przewidzianą przepisami - zgodnie mówią dyrektorzy szkół.

Żeby załatwić dziecku indywidualne nauczanie, wystarczy zanieść do dyrekcji szkoły podanie i opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej. Większość uczących się w domu dzieciaków to niepełnosprawni, przewlekle chorzy i tacy, którzy leczą urazy - na przykład złamania rąk i nóg. Ale w zastraszającym tempie rośnie liczba uczniów cierpiących na nerwice i lęki związane ze szkołą.

- Mamy jedno takie dziecko - przyznaje Waldemar Boryń, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3. - Ma problemy z osobowością. Źle czuje się w grupie. Taką opinię wystawili terapeuci z poradni psychologicznej.

- Uciekanie w chorobę jako reakcję na stres szczególnie widać w gimnazjach - mówi Grażyna Pawlikowska z Wydziału Edukacji w ratuszu.

Ale najgorzej jest w liceach.

- Liczba nieprzystosowanych rośnie pod koniec półrocza - zauważyła Halina Fisiak, wicenaczelnik Wydziału Edukacji w Starostwie Powiatowym. - Zagrożeni uczniowie myślą, że ucząc się w domach, łatwiej będzie zdać do następnej klasy.

Dlatego dyrektorzy szkół średnich skrupulatnie sprawdzają każde podanie o domowe lekcje.

- Dzięki temu dotychczas nie było nadużyć - mówi Halina Fisiak.