- To była męska przygoda - mówi Ksawery Kuligowski. - Pokonaliśmy krętą Pisę, płytką Narew i brudną Wisłę. Nadzialiśmy się na 26 mielizn, porysowaliśmy kadłub łódki o kamienie i spaliliśmy 50 litrów benzyny.

Ksawery Kuligowski, Adam Miszczak i Artur Borowiak płynęli jachtem Mak 707 o nazwie Fart. Zrobili to z oszczędności, bo przywiezienie jachtu ciężarówką z Mazur byłoby piekielnie kosztowne. A Fart musiał przed zimą wrócić do bazy za Płockiem.

- Zdecydowaliśmy się na bardzo nietypowy szlak - tłumaczy Adam. - Z Piszu szlakiem Pisy, Narwi, Zalewu Zegrzyńskiego i Wisły.

Najmocniej w kość dała im Pisa. Musieli omijać powalone w rzece drzewa - żniwo zeszłorocznego huraganu. Przed ujściem w Nowogrodzie Pisa niebezpiecznie się zwęża. Prąd jest tam bardzo mocny.

- Silnik jachtu nie dawał mu rady, choć pracował na pełnych obrotach. Prąd rzeki obrócił nas - opowiada Ksawery.

Na Kanale Żerańskim wpadli w miliony glonów, które tego lata mnożyły się w rekordowym tempie.

- Co dwieście metrów trzeba było czyścić śrubę jachtu - mówi Adam. - Wokół pływało też pełno śmieci, butelek, nawet buty.

Czwartego dnia na horyzoncie zobaczyli warszawski Pałac Kultury.

W Żeraniu wpłynęli do Wisły. Policja wodna ostrzegła ich, że po letnich suszach poziom wody jest niski jak nigdy - zaledwie 76 cm.

Po sześciu dniach dopłynęli do ośrodka żeglarskiego Pabianickiego Klubu Sportów Wodnych w Nowym Duninowie.