„Postawił dom, ma dwa auta, a nie widać, żeby harował od świtu do nocy” – tak „życzliwi” piszą do skarbówki.

- Sąsiedzi i rodzina piszą najczęściej – nie ma wątpliwości Krzysztof Jasiak, naczelnik Urzędu Skarbowego. – Dowodzi tego już sama pobieżna analiza donosów. Są to głównie denuncjacje o dochodach z podejrzanych źródeł, o prowadzeniu nielegalnej działalności gospodarczej.

Coraz więcej donosów adresowanych do skarbówki wskazuje sąsiadów, znajomych lub krewniaków, którzy handlują i zarabiają za pośrednictwem Internetu. Choć donosiciele nie mają na to dowodów, oskarżają „jak leci”. Piszą wprost, że sąsiad z drugiego pietra, student spod „trzynastego”, albo były teść „nachapał się”, bo nie płaci podatków. Na nauczycieli donoszą głównie zawistni sąsiedzi. Piszą, że matematyczka, fizyk czy anglista dają płatne korepetycje. I stąd stać ich na nowe samochody…

Bohaterami wielu donosów są właściciele małych zakładów, rzekomo zatrudniający „na czarno”. Sterta donosów to wskazówki dla kontrolerów, kto wynajmuje mieszkanie, a nie płaci za to podatku.
Zdecydowana większość donosicieli korzysta z usług Poczty Polskiej. Ich listy do Urzędu Skarbowego przy ulicy Zamkowej są pisane długopisem.

- Wszystkie wnikliwie analizujemy – zapewnia naczelnik Jasiak. - Decyzja o podjęciu kontroli lub jej zaniechaniu zapada indywidualnie w każdej sprawie.

Donosy anonimowe są mniej przydatne. Z doświadczeń kontrolerów wynika, że płynie z nich więcej jadu niż prawdy. Jak podpisują się ci, którzy donoszą skrycie? Najczęściej tak: „Uczciwy”, „Mieszkańcy bloku”, „Sąsiad”. Ci ostatni zwykle donoszą na sąsiada, który tuż obok postawił piękny dom, ma dwa auta, a nie widać, żeby harował od świtu do nocy…

- Anonimy to najczęściej donosy związane ze sprawami rodzinnymi, sąsiedzkimi – dodaje naczelnik Jasiak. - Bywa, że nie ma w nich żadnych aspektów podatkowych, które mogłyby zainteresować urząd.

Ot, bezinteresowna zazdrość.
Ci, którzy pod donosami się podpisują, lubią sprawdzić, czy informacje od nich się przydały – czy kontrolerzy już „dokopali” sąsiadowi, kuzynowi, szefowi.

W ubiegłym roku do Urzędu Skarbowego wpłynęły 124 doniesienia. Od stycznia tego roku uzbierało się ich już 10.

- W kilkunastu przypadkach kontrole skutkowały złożeniem przez podatników korekt deklaracji podatkowych – mówi Krzysztof Jasiak. - Wykryte uszczuplenia podatkowe sięgają kilkunastu tysięcy zł. W kilku przypadkach wszczęto wobec podatnika postępowanie karne skarbowe.

„Mój sąsiad zaczął budować garaż, wiem, że nie ma zezwolenia". Albo: „Sąsiedzi wymieniają ogrodzenie, nigdzie tego nie zgłaszali” - takie listy przychodzą do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Pabianicach.

- Donosy dostaję kilka razy w tygodniu - mówi Janusz Dąbek, naczelnik nadzoru budowlanego.
Najchętniej „kablują” sąsiedzi i najbliższa rodzina.
- Autorami donosów są zwykle ludzie, którzy mieszkają na tej samej posesji, zajmują piętro tego samego domu – dodaje Dąbek.

Co im przeszkadza? Remont, nowe okno sąsiada („warte chyba z tysiąc złotych…”), które wybił w ścianie.

- Donosy dotyczą głównie samowolnego budowania garaży, drobnych prac remontowych – mówi naczelnik. - To może być nawet wydzielenie pokoju na strychu płytami kartonowo-gipsowymi. Albo wymiana płytek w łazience.

Są też doniesienia poważniejsze.
„Sąsiad postawił budynek gospodarczy bez zezwolenia”. Lub: „Na działce rozbudował domek letniskowy”. Albo: „Zaczął budować dom, a dopiero czeka na pozwolenia”.

- Bardzo często donosy okazują się prawdą – mówi Dąbek.
Kary mogą tutaj przyprawić o zawrót głowy.

- Jeżeli właściciel nie rozbierze nielegalnie stawianego garażu czy domu, musi wnieść opłatę legalizacyjną – tłumaczy naczelnik Dąbek.

Opłata za budynek gospodarczy czy letniskowy wynosi 25 tys. zł. A za dom mieszkalny - 50 tys. zł. Nielegalna budowa zjazdu z drogi publicznej, to już kara 125 tys. zł.

Pabianiczanie chętnie piszą donosy do Straży Miejskiej. Na przykład taki: „Groźny wielki pies bez kagańca biega po naszej ulicy, ze smyczy spuszcza go K.”.

- Tygodniowo mamy kilkanaście podobnych zgłoszeń – mówi Ireneusz Niedbała, zastępca komendanta SM. - Jak ludzie nie mogą czegoś załatwić, to piszą do nas.

„Przyjedzcie, bo na podwórku sąsiada jest pełno śmieci”. Albo: „Śnieg jest nieodgarnięty z chodnika”.
Bywa że donosy są absurdalne, albo nie da się ich sprawdzić.

- Jeżeli ktoś napisze nam, że widział czerwony samochód, którego kierowca podrzucał śmieci do cudzego kontenera, ale nie zdążył zapisać numerów rejestracyjnych, to my mu nie pomożemy – dodaje Niedbała.

Adresatem donosów jest również Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Oto kilka z nich: „Pani S. jest zdrowa, cały czas widzę ją na zakupach, nie oszczędza się, a siedzi na zwolnieniu”; „Spotkałem dzisiaj na ulicy mojego pracownika, sprawdźcie go, od miesiąca jest na zwolnieniu”; „Pikucińska dostała rentę, a jest zdrowa jak ryba”.

- Po każdym telefonie z donosem spisujemy notatkę służbową - mówi Katarzyna Mołas, rzeczniczka ZUS II Oddziału w Łodzi.

A jest ich sporo.

- Najczęściej dotyczą osób, które są na rencie – dodaje rzeczniczka. - Wszystkie sprawdzamy.
Oddział ZUS-u systematycznie robi kontrole zwolnień lekarskich.

- Zwracamy uwagę na wskazywanie osób, które często korzystają ze zwolnień, zwłaszcza krótkotrwałych.

Po długopis do napisania donosu sięgają również niezadowoleni pracownicy. Zazwyczaj ci, którzy dostali wymówienie albo wkurzyli sie na szefa.

I tak „słuchy niosą”, że Wacław Przybylski - prezes Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, wydał ponad 30 tys. zł na wygodne urządzenie swojego biura. Rzekomo kupił sofę i fotele obite białą skórą.

- Owszem, kupiłem meble – tłumaczy prezes. - Ale nie za trzydzieści tysięcy, lecz za trzy tysiące złotych. Kupiłem ławę, dwie szafki, dwa fotele i sofę, nie ze skóry. Można to sprawdzić.

„Nasz prezes czyta nasze prywatne maile” - skarży się pracownik Zakładu Wodociągów i Kanalizacji. I doniósł na szefa, gdy okazało się, że prezes zablokował zakładowe komputery. Nie można już zalogować się z nich na portal nasza-klasa.pl. Zablokowane są też radia internetowe.

- Musiałem to zrobić, bo nasze przeciążone serwery siadały, tak wiele osób logowało się na tych stronach – tłumaczy Rafał Kunka. - Nigdy natomiast nie czytałem korespondencji pracowników.